wtorek, 30 listopada 2010

Pada śnieg, pada śnieg.... i niech pada!

Wczoraj pierwszy raz w tym sezonie zima pokazała swoje oblicze. Czyli tak jak robi to od zawsze czyli spadł śnieg i spadła temperatura. W mediach jednak tak od tego zawrzało, jakby ludzie widzieli biały puch pierwszy raz w życiu.

Ja osobiście wstałem, wyjrzałem przez okno i uśmiechnąłem się bo wreszcie jest biało a nie szaro. Potem jak wyszedłem odśnieżać najczęściej przemierzane w okół domu szlaki z wielką przyjemnością oddychałem rześkim powietrzem a pod bytami zamiast błota i miałem sympatycznie skrzypiący śnieg. Aż się chciało żyć. A tu ze wszystkich stron atakują mnie informacje, że co to jest, że jako to może tak być, że żyć się nie da.

Ludzie przecież śnieg pada odkąd ukształtowały się pory roku. A po za tym jak narzekacie na to, że wam niewygodnie bo do pracy samochodem nie możecie dojechać to jako kierowca zawodowy dam wam parę rad. Skoro nie możesz zdąrzyć do pracy to wstań wcześniej, a w samochodzie nie żołądkuj się tylko pogódź się z sytuacją i jedź ostrożnie. Założę się, że jak wyjedziesz z domu godzinę wcześniej i dotrzesz do pracy na czas, to będziesz mógł człowieku z lekkim oddechem patrzeć jak za oknem ludzie stoją w korkach choć już od jakiegoś czasu powinni pracować. Kolejna rzecz to o oponach zimowych myśli się wcześniej więc jak masz letnie to tez nie narzekaj tylko jedź na tych co masz ostrożnie.

I co najważniejsze nie narzekaj, bo to my jesteśmy zależni od natury a nie natura od nas. Ludzie już zachowują się tak jakby chcieli zaprogramować nawet aurę. I to jest piękne że nawet największy gbur nie może nic zrobić i jak popada mocniej śnieg a on nie umie jeździć to nic nie poradzi i jest bezbronny jak małe dziecko.

A natura jest piękna, surowa i pokazuje kto tak naprawdę potrafi z niej korzystać. Słyszałem że całkiem dobrze radzą sobie rowerzyści. Pamiętam, że jak parę lat temu z kolegą wybrałem się do lasu rowerami w grudniu to mijało nas wielu wyczynowców i nie tylko też na rowerach. A na ulicach rowerem dotrzesz szybciej niż autem i do tego jak się zahartujesz. Moim zdaniem narzekanie na pogodę to objaw społecznej bezsilności. Przecież wiadome było, że śnieg w końcu spadnie i jak się okazało zima nie zaskoczyła drogowców tylko kierowców.

Ja osobiście się z tego śmieję, bo jak słyszę wypowiedzi chociażby starszej babci która narzeka że „jak mogło tak popadać, ja stara jestem i nie mam siły na te zaspy”. To czy ta kobicina żyła w afryce, że pierwsze śnieg widzi na oczy? Ludzie przecież to jest żałosne.

Po za tym śnieg to kolejna szkoła dla ludzi, że do pracy powinno się jechać komunikacją miejską. Większa swoboda, bo nie trzeba się skupiać na drodze, można posłuchać muzyki i nawet przyciąć komara. A bilet wychodzi o wiele taniej niż koszt paliwa jakie spali auto w drodze do pracy. No i nie upieprzy się dywaników w samochodzie błotem pośniegowym. A to co po nas zostanie w autobusie już nas nie interesuje. No i jaka oszczędność miejsca na drodze.

A teraz apel. Ludzie patrzcie jaka natura jest piękna. Zobaczcie jak dobrze na nas wpływa. I jak się okazuje, tyle kozaków chodzi latem po ulicach, bujają sie i sieją zamęt a teraz? Siedzą w domach bo jak się okazuje boją się zimna.

A z rzeczy przyjemnych należy wymienić fakt, że powietrze jest czyste, rześkie i pozbawione sporej ilości zarazków i bakterii. Do tego mróz osłabia działanie zanieczyszczeń a śnieg przykrywa wszystko i osłania od działania wszystkiego co niekorzystne.

I jak miło siedzi się w ciepłym domu z filiżanką herbaty i patrzy na biały piękny świat. I człowiek zachodzi w głowę jak można na to narzekać....

wtorek, 23 listopada 2010

Trochę o fotoradarach i o tym co będzie jak znikną....



Wszyscy jesteśmy kierowcami prawda? Każdy kto ma prawo jazdy wie jak wkurwiające są fotoradary. Mało kto nie dostał pozdrowień z wakacji czy z innej wyprawy z pamiątkowym zdjęciem. Interes okazał się tak intratny, że założono nawet straż gminną. I powiem wam szczerze, że o tej instytucji dowiedziałem się, gdy dostałem od nich pozdrowienia. Ale to już za mną i dlatego piszę to dziś, bez emocji.

I tak mam trochę przemyśleń ta ten temat które warto przeczytać, bo pewne sprawy mogą się wam przydać w przyszłości. Wszyscy znamy „Emila” łowcę fotoradarów, który pokazuje jak straż miejska i gminna okrada ludzi łapiąc ich na nieoznakowane skrzynki, dostarczając do urzędów górę forsy. A że interes jest intratny przekonałem się sam, bo moje pozdrowienia były za przekroczenie uwaga – 15 km/h. Nie raz policja suszyła mnie i miałem ponad 60 na blacie a z ich strony nie było reakcji, bo im się po prostu nie opłacało. Staż miejska i gminna tak pobłażliwa nie jest. Ogólnie myślę, ze straż gminna jest jednostką samozwańczą i równie dobrze fotoradary mogły by nastawiać na kierowców koła gospodyń wiejskich (oczywiście jak by było je stać na zabawkę za 150 tys. zł.) oraz listonosze po godzinach.

Na szczęście to się zmieni i od nowego roku ku zgrzytaniu zębów wójtów i burmistrzów „śmietniki” znikną z naszych dróg, podobnie jak atrapy policyjne a na szlakach komunikacyjnych pozostaną tylko oznakowane fotoradary stacjonarne policyjne. Tak będzie mówić ustawa. Oczywiście zanim tak się stanie straże gminne będą chciały ponaginać trochę prawo i będą jeszcze jakiś czas łapać kierowców a wysyłane pozdrowienia będą miały zafałszowaną datę wykonania zdjęcia np, z końca grudnia. A dlaczego tak będzie? Bo przecież oprócz zysków jakie urzędy mają z tego jakże dochodowego interesu to najpierw sam fotoradar musi się spłacić. Więc jeśli po nowym roku przyjdzie do mnie pozdrowienie z takiego śmietnika, to je podrę i wyrzucę. Dlaczego? Bo od października prawie wcale nie jeździłem samochodem a jeśli już to nigdy mi się nie spieszyło na co nawet narzekali kierowcy za mną.

Póki czas straże miejskie i gminne będą stać z fotoradarami na zmiany. W końcu ich proceder może trwać tylko do końca roku więc muszą się nachapać ile wlezie. Więc radzę wszystkim zdjąć nogę z gazu bo nie znacie dnia ani godziny.

A dlaczego to był i póki co jest tak dobry interes? Sprawa jest prosta. Samochodów jest ogrom i co niektórzy mają ciężką nóżkę. Więc znaleźć łosia, który się nadzieje na optyczne i bezlitosne oko fotoradaru nie jest trudno. Nawet kiedy większość ma już CB, GPS i rozeznanie w terenie.

Oczywiście straże miejski i gminne nie chciały aby nowa ustawa weszła w życie. Jednak Unie Europejska wymusiła to na nasz na szczęście.

Tak więc po nowym roku wejdzie nowy przepis, i jazda zacznie być trochę łatwiejsza. Ale...przecież żaden biznes nie lubi próżni więc straże będą potrzebować nowego źródła dochodu. I tutaj proszę o szczególną uwagę.

Jak będziesz jechać to będziesz pewniejszy. Gorzej jak będziesz chciał się zatrzymać i zaparkować. Skoro nie można cie złapać na prędkość, to można Cie udupić za złe parkowanie. A jak to zrobić? Prosto i tanio. Wszędzie gdzie to tylko możliwe pojawią się pachołki uniemożliwiające stawanie na chodniku. Tam gdzie się da wprowadzi się znaki zakazu zatrzymywania się. I nie daj bóg zajechać chociaż centymetr na pas zieleni obrysem samochodu.

Oj posypią się mandaty za parkowanie w miejscu niedozwolonym. A jak wiadomo, aut przybywa, miejsc do zatrzymania się coraz mniej. A jeśli musisz się zatrzymać nie masz wyjścia i będziemy wszyscy na ryzyko stawać na moment w miejscach rażąco niedozwolonych. I właśnie tam będą patrole, które profilaktycznie będą zostawiać za wycieraczkami kolejne pozdrowienia. Nerwy nic nie dadzą bo nikt nie przekona urzędu by zlikwidował pachołki, wszakże to napędzać będzie urzędową koniunkturę.

Blokady na kołach, liściki za wycieraczką itp, staną się normą. A po co to wszystko? By udupić człowieka dla którego auto jest narzędziem pracy. Bo jemu dojebać najłatwiej i najskuteczniej od niego ściągnąć ciężko zarobione pieniądze. Najbardziej żal mi ludzi którzy przed gwiazdką będą musieli zamiast prezentów dla pociech wydać 200/500 zł za to, że kiedyś gdzieś tam pojechali trochę za szybko. Sam tak miałem i to był jeden z powodów dla których naprawdę chciałem wyjechać za granicę.

Ale by nie było stronniczości. Sam jestem za tym by w miejscach niebezpiecznych stały fotoradary. Ich przeznaczenie jest proste – zwiększyć bezpieczeństwo. Także tam gdzie jest duży ruch i przejście dla pieszych takie zabawki powinny stać. Bo debili nie brakuje na drogach a zabić dziecko rozpędzonym autem nie jest trudno. Tak więc wszystko dla ludzi ale nie przeciwko ludziom.

Tak więc panie i panowie uważać na drogach i nastawić się na doszkalanie parkowania a może doszkalanie szukania takich miejsc.

I chyba ostatnia konkluzja. Po nowym roku zdrożeje żywność, wzrosną podatki, akcyza itp. Więc zmiana przepisów o fotoradarach to chyba jedyna pozytywna sprawa jaka spotka nas po nowym roku niestety.


poniedziałek, 1 listopada 2010

Wszystkich Świętych

W tym roku wyjątkowo przyjemnie pisze mi się o święcie Wszystkich Świętych. Choć może i tak polska mentalność sprawiła, że było podobnie jak co roku, ale.....Najważniejsze, że w mediach temat nie był rozdmuchiwany i na szczęście jakoś ciśnienie było mniejsze co dało się wyraźnie odczuć.

Ja osobiście 1 listopada jako święta zadumy nie uznaję z kilku powodów. Po pierwsze być na cmentarzu pełnym żywych ludzi którzy nie przyjechali na to miejsce bynajmniej zastanowić się nad istotą życia i śmierci. Po drugie, taśmowe zapalanie zniczy też nie niesie sobą jakiejś symboliki i nie daje faktu dania gestu zmarłemu od siebie. Po trzecie cała ta wystawa i pokaz mody sprawiają że przebywanie na cmentarzu staje się wśród tego ścisku uwierające jak pęcherz kiedy kupiliśmy nowe buty.

Ja wolę pójść na cmentarz w dzień powszedni kiedy nachodzi mnie refleksja i potrzeba medytacji nad życiem i śmiercią oraz pamięcią o zmarłych mi bliskich. Kiedy zapalony jeden znicz znaczy wiele więcej bo zapalony został bezinteresownie i spontanicznie a nie bo taka jest moda i obyczaj. Wtedy jest o wiele lepsza aura do przemyśleń i cichego zastanawiania się.

Ale jak wspomniałem w tym roku nie jest tak źle. Byłem na cmentarzu na wsie gdzie o dziwo ludzi było więcej niż się spodziewałem, ale za to cmentarz który znajduje się w lesie jest o wiele bardziej przestrzenny i o ścisku miejskim mowy nie było. Mało tego, dało się tam oddychać i znaleźć tyle miejsca, że od pierwszej grupy ludzi mogło dzielić mnie spokojnie 10 metrów.

A pogoda, no cóż wspaniała, w sumie wystarczyły by glany, spodnie i czarny golf, bo lekka kurtka trochę przeszkadzała. Słońce miło świeciło i było naprawdę ciepło, aż....miałem ochotę rozejrzeć się w tych lasach za cmentarzem za grzybami.... Dobrze że coś mnie podkusiło bym zabrał okulary słoneczne. Jazda była o wiele milsza i ogólnie ten 1 listopada był jednym z najspokojniejszych jakie w ostatnich latach przeżywałem.

Co prawda nie obyło się bez wad, ale te podam z przymrużeniem oka. Debili na drogach nie brakowało jak co roku, na szczęście ich błędy nie dotyczyły mnie więc to co wyczyniali to ich sprawa i koszta. Mi udało się wszędzie dotrzeć bezpiecznie i w miarę sprawnie.

Dzień przed wszystkimi świętymi jakiś debil specjalnie czy też przez przypadek podpalił śmietnik na miejskim cmentarzu. Ogień był spory i do tego te wybuchy zniczy i fruwające w powietrzu igły jałowca... Straż poradziła sobie błyskawicznie ale ten fakt pożaru to przestroga, że dzieci nie powinny dotykać zapałek lub wyrzucać palących się zniczy bo potem może być nieszczęście.

Po za tym po okolicy chodziła grupka gimnazjalistów którzy chyba zbyt po polski chcieli obchodzić Helloween. Pomalowali sobie twarze pastą do butów, co miało wyglądać jak amerykańscy żołnierze, a wyglądali jak kretyni na przedszkolnym balu przebierańców. Po za tym chodzili z kijami w rękach i wydawali głosy zbliżone do orangutanów szukając kogoś komu chcą zrobić krzywdę. Tak to typowo polskie zniekształcenie tego co w USA jest wesołym świętem.

No i na koniec muszę powiedzieć że podziwiam jedną panią, która dzisiaj szła na cmentarz w futrze! Tak proszę państwa to futro zepewne cholernie drogo kosztowało, ale skąd miała wiedzieć że nie będzie zimno. Z drugiej zaś strony kiedy miała się w nim pokazać ludziom? Wszak być cmentarianką można być tylko raz w roku.

A refleksja tych świąt jest taka, że poczekam sobie jeszcze parę dni jak już na cmentarzach zrobi się znowu pusto i spokojnie a znicze stanieją. Wtedy zakupie kilka sztuk i pójdę na groby tak od siebie. A dziś najchętniej wsiadłbym na rower, jednak ilość debili w samochodach demotywuje mnie do przejażdżki bo wole nie kończyć tego dnia ze złamana kończyną.

piątek, 6 sierpnia 2010

Rowerowo

To co dziś napiszę sprawi, że zapewne większośc która to przeczyta nie weźmie mnie na poważnie i spodziewam się nawet wyśmiania. Ale już w tym momencie potwierdzę swoją tezę i głośno mówię, że kiedyś przypomnicie sobie to co ja już dziś wysnuwam. A o co mi chodzi? Jak nie wiadomo o co to oczywiście, że chodzi o pieniądze. Ale po kolei. Kiedy dwa lata temu gruchnął kryzys, tylko nieliczni domyślili się, że jest to raczej zabieg marketingowy mający na celu ukazać kolejne różnice w tym kto jest biedny a kto bogaty. I tak bogaci powiększyli swój majątek, a biedni zostali zmuszeni do większego kombinowania jak przetrwać kiedy zasoby nie są wystarczające do pokrycia podstawowych potrzeb. W Polsce jak wiadomo kryzys stał się wyśmienitą pożywką dla pracodawców, którzy dzięki temu jednemu magicznemu słowu mogą teraz przebierać w pracownikach jak w ulęgałkach, dając za wynagrodzenie wielkości porównawczej paru kęsów ryby rzuconej psu gdy na mrozie cały dzień ciągnął sanie (przyp. - Zew Krwi Jacka Londona). I doszło do tego, że czasem pracownik cieszy się jak dziecko z lizaka, tylko dlatego, że ma pracę, podczas gdy jego pracodawca który zarabia tyle ile powinien zarabiać każdy przeciętny Polak, ma go za nic i traktuje raczej jak niewolnika do spełniania swoich zachcianek. Co zresztą nie jest zbyt przesadnym stwierdzeniem, bo prawo pracy prawem, jednak wiadomo jak to u nas jest i pracodawca ma świadomość, że jak ten człowiek się nie sprawdzi, to wyleci na zbity pysk, a za niego wskoczy ktoś, kto zadowoli się jeszcze mniejszą pensją w dodatku pracując wydajniej i mocniej się ciesząc że ma jakiekolwiek pieniądze i jakąkolwiek pracę.

Do tego właśnie doprowadził kryzys. Ogłoszeń o prace jest wiele, ale wyglądają one jak tablica z zaproszeniem do darmowego oddawania swoich fizycznych i umysłowych sił na rzecz 'czegoś wielkiego' w zamian za ohłapy bądź nawet za takie dochody, że trzeba będzie dokładać.

I nie dziwi mnie fakt, że coraz więcej ludzi opuszcza ten kraj. Gdy rząd podniesie podatki jeszcze więcej ludzi zostawi Polskę za plecami i pojedzie tam, gdzie jego wysiłek ktoś docenia i wynagradza odpowiednio.

Przejdźmy teraz do kolejnej rzeczy. Jakiś czas temu koncernowi BP przydarzyła się katastrofa i tak mamy największą na świecie katastrofę ekologiczną. I już można przewidywać, że chłonni zysków potentaci wykorzystają ten fakt do podniesienia cen paliw. Oczywiście Polska pójdzie za ciosem i jeszcze bardziej zawyży ceny. Więc nie zdziwię się jak litr bezołowiowej będzie kosztował 5,50 albo nawet 6zł. On pewnie też otrze się o 6zł. I już się nie obniży. A wyjrzyjmy za okno. Samochodów coraz więcej. Niektórzy mają nawet po 2 albo 3. Tankować trzeba, ale jeśli ktoś ma wybór, to albo przesiada się do komunikacji miejskiej, albo wybiera alternatywne środki transportu. Tych ostatnich będzie coraz więcej, bo przecież człowiek nie pracuje tylko na to by mógł wlać do samochodu a zanosi się na to, że niedługo tak będzie. Tak wiec coraz więcej ludzi przesiądzie się na....rowery. Co już staje się modne, ale niedługo wybuchnie prawdziwy boom. W Holadii już większość przerzuciła się na 2 kółka, tak, że w godzinach szczytu tworzą się korki rowerowe.

Zobaczycie, że już niedługo społeczeństwo zmęczone staniem w korkach, a co za tym idzie wstawaniem dużo wcześniej niż powinni w końcu powiedzą dość. Dość tego, że stoją spalając paliwo i czekając w nerwach aż coś się ruszy. Dość tego, że nie można nigdzie zaparkować i zawsze jest możliwość dostania mandatu za nie wiadomo co. Dość, dość dość. W końcu można kupić jednoślada i popedałować do pracy.

Nagle część ludzi zrozumie, że...: Więcej pieniędzy pozostaje w portfelu, nagle wzrośnie forma, mimo mniejszej prędkości znacznie szybciej dostaną się do biura i nawet zaparkować rower jest łatwiej. I choć Polska nie grzeszy ciepłym klimatem, to do pracy można śmigać od marca do późnego października.

Ale teraz nasuwa się kolejna rzecz. Jak już zacznie się boom i ludzie przesiądą się z aut na rowery zacznie się nowa fala tych co skrzętnie wykorzystają okazję. Allegro zaleje masa produktów typu: podręczna torba bezpieczeństwa na laptop do roweru, genialny uchwyt na telefon do kierownicy itp. A to wszystko będzie drogo stało jak i same rowery które zdrożeją. No bo jak chcesz jeździć to płać. Na całe szczęście jeszcze się to nie zaczęło i można spokojnie na targowisku wyrwać sobie dobry sprzęt w umiarkowanej cenie. A potem wiadomo, że dużo się nie wkłada w taką maszynę.

Jednak czuje w kościach, że za jakiś czas w salonach rowerowych, które będą sprzedawać rowery miejskie ceny wzrosną. Ale zapewne teraz i tak śmiejecie z tego co piszę...

czwartek, 8 lipca 2010

Mój skrin na mistrzowie.org

Udało się i to za pierwszym razem. Na stronie mistrzowie.org zagościł na stronie głównej skrin mojego autorstwa. Znam tą stronę od niedawna, myślałem, że będzie ciężko a tu proszę, udało się za pierwszym razem. Oto mój screen i odnośnik do niego.

www.mistrzowie.org


P.S. Praca na platformie blogspot to prawdziwa przyjemność!

wtorek, 6 lipca 2010

Po wyborach

Nie wierzę, nie wierzę i jeszcze raz nie uwierzę. A w co? A w to, że mimo porażki Jarosław Kaczyński otrzymał aż tyle głosów. Wiecie że polityka mi koło dupy lata, ale są chwile kiedy należy o niej wspomnieć. Wygrał Bronisław Maria Komorowski, czyli mniejsze zło. Na szczęści ów człowiek posiada prezencję, ma żonę a co za tym idzie Polska ma Pierwszą Damę, i nie wstyd mi za niego będzie jak pokaże się w delegacji za granicą. Po za tym będzie tak jak było czyli nasza polska rzeczywistość. Czekaliśmy na cuda i cuda już są. Nie dalej jak w środę Rzeczpospolita podała, że mamy w naszym kraju więcej fotoradarów! Co prawda chodzą plotki o nowych przepisach które mają ich liczbę zminimalizować. Ale co zostanie to już czysty zysk.

Ale mogę powiedzieć uffff. Przegrał Kaczyński, człowiek który dla mnie kojarzy się z tym co najgorsze. Nie widzę w nim nic dobrego i wiem, że gdyby jednak to on wygrał, to oprócz pierwszego kota rzeczpospolitej, mielibyśmy ryzyko zbrojnego konfliktu z Rosją i duże prawdopodobieństwo tego, że następne teksty pisałbym z za granicy.

Jednak przeraża mnie jak na tego fanatycznego człowieka patrzy jak w obrazek potężna liczba ludzi. Zdałem sobie sprawę, że nasze społeczeństwo głupieje, bo jeśli ludzie dają się manipulować agitacją Radia Maryja i wypocinami Jana Pośpieszalskiego w postaci nazwijmy to dokumentu Solidarni 2010, to ja coraz mniej chce się utożsamiać z narodem. A już na pewno z tą częścią która wierzy, w jakąkolwiek pozytywną rzecz mogącą wyniknąć z polityki Kaczora.

I tak jestem zaniepokojony, że może udać mu się w następnych wyborach, tylko że parlamentarnych. I choć jak dla mnie ten człowiek nie powinien nigdy być politykiem, jak widać całkiem nieźle sobie radzi. Ale dzięki Bogu nie udało mu się (tym razem), więc na jakiś czas mamy spokój.

Wygrał Bronisław i dzięki temu mamy człowieka który chociaż z wyglądu nie przyniesie wstydu naszemu krajowi. I jak się dowiedziałem że wygrał ostatecznie to po pierwsze odetchnąłem. A po drugie pomyślałem sobie – czy ja zawsze muszę mieć rację?

Kiedy to 10 kwietnia jako marszałek spełniający obowiązki prezydenta wypowiedział swoje pierwsze orędzie do narodu, w tych tragicznych chwilach ja już czułem że ten facet będzie głową państwa. Choć przyznam szczerze, wcześniej go nie znałem co wcale mnie nie dziwi bo o ludziach polityki to ja wiem jedynie z radiowych wiadomości.

Teraz siedzę sobie przy biurku i popijam mrożona herbatę. Patrzę na wschód i cieszę się, że tam daleko będzie cisza i spokój.

Na koniec dodam, że nie wygrał mój kandydat, ale...miał niezłe miejsce w czołówce. Cieszę się natomiast, że fiasko poniósł człowiek PSL Waldemar Pawlak. Gdyby ten facet się dostał do koryta, to ludzie z miast i miasteczek poszli by w zapomnienie, bo przecież wieś jest dla PSL priorytetem.

Wybraliśmy mniejsze zło i niech tak zostanie. Miejmy nadzieje że nic się nie stanie.

sobota, 15 maja 2010

Moja pierwsza recenzja książki - Małgorzata Kalicińska - Dom Nad Rozlewiskiem



To moja pierwsza recenzja książki, jednak nie podchodzę do tego jak debiutant, bo pisać o czymś co się zna nie jest trudno zarówno w muzyce jak i w książkach. Zasada jest prosta, trzeba być obeznanym w temacie i wiedzieć jaki ma się na niego pogląd. Zanim przejdę do opisywania książki lekki wstępik osobisty.

Lubię czytać książki! Choć wiem, że mógłbym robić to częściej uważam że moje podejście do tego nie jest takie złe. Czasem mnie po prostu bierze i pochłaniam nawet grubsze dzieła w kilka dni (a w zasadzie nocy).

niedziela, 25 kwietnia 2010

Po Smoleńsku

Ten tekst powstaje jeszcze w czasie kiedy w kraju o niczym innym się nie mówi jak tylko o wydarzeniach z 10 kwietnia. Cały kraj jeszcze głęboko pogrążony w żałobie a ciało pierwszej damy dopiero co zidentyfikowany. Dlaczego piszę? Z potrzeby wyrażenia swoich myśli. Otóż cały ten szum, oprawa i rozmiar mnie osobiście zaczyna trochę męczyć. O katastrofie dowiedziałem się prawie razem z pierwszymi komunikatami. Zawiadomił mnie przyjaciel, który w swojej naturze ma szczęście do szybkiego wychwytywania informacji z mediów.

Kiedy informacje się potwierdziły byłem w delegacji, trasie która trwała w zasadzie od tego momentu do późnych godzin nocnych. Jedyne co mi pozostało to słuchać radia. Ale już oczami wyobraźni widziałem co się będzie działo w sieci i w telewizji. Zaraz przyszło mi na myśl, że media które do tej pory traktowały prześmiewczo Lecha Kaczyńskiego będą najbardziej za nim płakać. Oczywiście pojawi się fala demotywatorów, a ludzie wyjdą na ulicę jednocząc się w obliczu wielkiej tragedii w której należy pamiętać zginął nie tylko prezydent ale również reszta z 95 osób znajdujących się na pokładzie.

Wróciłem do domu późno i nie mogąc się powstrzymać odpaliłem mając przekrwione od zmęczenia oczy, internet, który już był wszędzie czarno-biały. Następnego dnia to samo czyli w telewizji, radiu, sieci etc, wszyscy mówią jaka wielka tragedia się stała, jak płaczą, jak im szkoda. Tylko że jakoś dzień wcześniej nie darzyli sympatią prezydenta, dziś robiąc z niego bohatera narodowego i odniosłem wrażenie że porównywali go do papieża. Ja nie będę ściemniał, że darzyłem Kaczyńskiego sympatią, i nawet kiedy zginął śmiercią tragiczną, nie krzyczę głośno że był taki wspaniały i że bohater. Oczywiście jest mi niezmiernie przykro, że stała się tragedia, że zginęło tylu ludzi, że w takich okolicznościach. Na samą myśl o tym mam ciarki na plecach, ale i tak utrzymuję zdanie, że od dnia wyborów na prezydenta nie szanowałem osoby Lecha Kaczyńskiego i nie uważałem go za głowę państwa w którym przyszło mi się urodzić.

Co nie zmienia faktu, że jest mi żal że zginął jako człowiek, bowiem nikt na taką śmierć nie zasłużył, nikt nie powinien zginąć w tak tragiczny sposób. I jeśli nawet ginie ktoś, kto nas nie interesuje tak jak osoba prezydenta czy w ogóle politycy, to przeraża fakt, że w jednej minucie ginie tylu ludzi.

Kolejna kwestia, media oprócz suchych faktów ciągle rozmawiały w studiu z gośćmi, ludźmi na ulicy, duchownymi. Wnioski jakie powinny być z tej tragedii to takie, że powinniśmy wyciągać wnioski z takich wydarzeń. Wystrzegać się sytuacji w których doszło do tragedii, zrobić wszystko by odzyskać równowagę w kraju i mieć nadzieję, że może przez szok, w naszym kraju wreszcie coś się zmieni na lepsze, bo wiadomo, że za wesoło nie jest.

Tymczasem co chwila słyszę, że musimy się zastanowić, że musimy teraz pomyśleć, że musimy być na maksa rozżaleni. A wiecie co ja czułem tego dnia? Cała ta sytuacja była dla mnie na którymś planie, ponieważ tego dnia miałem niesamowite problemy z samochodem, poprzedniej nocy spałem tylko 5 godzin a w dodatku w jednym punkcie rozładunkowym musiałem zdjąć towar który zajmował połowę przestrzeni ładunkowej sam, bo była sobota i technicznie nie możliwe było bym dojechał do jednej firmy przed 16. A magazynier po robocie zabrał kluczyki od widlaka, wyłączył telefon i mając wszystkich w dupie pojechał na zakupy do miasta. Tak więc coś co mogło trwać góra 10 minut, trwało ponad godzinę. Czyli nie dość że jadąc po tak małej ilości snu, to musiałem się jeszcze napocić by zdjąć towar. Do domu jechałem więc totalnie wyzuty, mając w dodatku pewne problemy techniczne z autem i jedyne o czym marzyłem to szybki prysznic i totalny opad na łóżko by odetchnąć z ulgą, że to koniec. Jednak zanim to nastało trzeba było pokonać dystans ponad 300km. Chyba zrozumiałem, że jakoś nie specjalnie miałem w głowie zastanawianie się nad tragedią w Smoleńsku. Gdybym skupił się na niej to kto wie, może i mi by się przydarzyła na drzewie.

Ale radio podaje muzykę żałobną, każą mi się zresztą do tej pory smucić, żałować (być w żałośći!) i zastanawiać. Ja jednak jak tylko dojechałem do domu poczułem radość że wreszcie jestem w domu. Potem dopiero podjąłem temat katastrofy i napisałem tekst na mojej oficjalnej stronie. W niedzielę rano byłem jak z krzyża zdjęty i patrząc w telewizję czy net patrzyłem jak przywieźli trumnę z ciałem prezydenta. A wokół tylko kamery i aparaty. I tłumy ludzi co wcześniej w domu przy wódce krzyczeli, że jakby mogli to by wszystkich polityków zastrzelili, dziś palili znicze i płakali że zginął ich przywódca.

Obłuda, obłuda, obłuda i jeszcze raz obłuda. I cały czas te gadki co teraz zrobimy, że musimy się zastanowić, że musimy, musimy.

Ja już się zastanowiłem, zginał prezydent, to trzeba wybrać nowego, rozbił się samolot, więc trzeba zabrać się za sprawę lotnictwa rządowego i dopilnować by sytuacja już się nie powtórzyła. Wszystkich zmarłych tego dnia, pochować z najwyższymi honorami i zapewnić byt ich bliskim.

Poza tym trzeba wykorzystać moment w którym Polska i Rosja jest bliżej niż kiedykolwiek. Trzeba sprawić, by ta chwila sprawiła poprawienie naszych kontaktów i zacząć żyć z nimi jak kiedyś kiedy handel kwitł, i powrócić od niego odcinając się od Chin. Co oczywiście nie nastąpi jak można się domyślać.

Jednak nie róbmy szopki i pokazówki. Czemu jakoś nie czuję się źle z tego powodu, że nie zapaliłem znicza na jakimś placu ze świadomością że patrzą na mnie inni ludzie? Może moja zaduma nad tym całym wydarzeniem w domowym zaciszu jest dla mnie bardziej adekwatna niż pokazowe zapalenie znicza.

Rozmiar tej tragedii jest wielki. Jakby nie patrzeć chyba nigdy w świecie nie zginęło w katastrofie lotniczej tylu ważnych ludzi polityki naraz. Nic dziwnego, że oczy całego świata są na nas zwrócone. Ja chciałbym by był to moment przełomowy i by przez wzgląd na to wydarzenie ociepliły się stosunki z tymi państwami które nie żyją z nami w najlepszych stosunkach a dziś kierują do nas ciepłe słowa. Mam tu na myśli Irak i Afganistan czyli dwa kraje które nic do nas nie miały a my wysłaliśmy do nich nasze wojska by walczyć w nie swojej wojnie. Może przez wzgląd na tragedie będą w stanie nam to wybaczyć, może....


I tak minął czas. A w Polsce jak to w Polsce, wszystko wraca do normy. Poczekałem parę dni i postanowiłem dokończyć wątek. Wawel – nawet nie skomentuję....Po za tym zaczyna się dopisywanie ideologi do całego zamieszania. Prezydenta traktuje się prawie jak papieża i w mediach nic więcej nie ma oprócz tego wydarzenia. I w jednej kwestii zgadzam się z politykami, którzy zapraszani byli do radia, że w kraju nic się nie zmieni. Mało tego, że tragedia stanie się argumentem walk między stronami w wojnie o stołki.

A teraz może o całym epicentrum czyli o tragedii. Ja wątpliwości nie mam co było powodem katastrofy. Moje zdanie jest takie samo jak w 528 numerze tygodnika Fakty i Mity. A ciekawą sprawą jest film który wielkim hukiem odbił się w internecie. Ponoć Rosjanie strzelają w głowy by dobić tych co przeżyli etc. Chodzi o to, że nasze społeczeństwo, jak widać chore społeczeństwo doszukuje się teori spiskowej że to był zamach na samolot. Ba...w Trójce rozwścieczona moherowa babka w audycji Za A Nawet Przeciw powiedziała, że „To jest fakt, że za tragedię odpowiada premier Tusk i Putin. A, że stało się to na terenie Rosji, więc bardziej Putin”. Ręce mi opadły, i zaśmiałem się z tej osoby ciesząc się przy okazji, że na szczęście w dniu codziennym nie muszę mieć z takimi ułomami do czynienia.

Jak ktoś się uprze to i tak będzie się doszukiwał.

Więc teraz kilka faktów które obalają tezy zamachu

- jakby w Polsce się rozbił samolot, to żołnierze też by strzelali w powietrze by wystraszyć gapiów, którzy mogliby zniszczyć dowody wyjaśniające przyczyny katastrofy

-Rosjanie nie mieli powodu zabijać Kaczyńskiego bo i tak mu się kończyła kadencja a poza tym miał nikłe szanse na powtórne zwycięstwo

-Jak powiedział Maniek z Moherowa adekwatnie komentując cały ten szum. Rosjanie to po tym wszystkim prawie lizali nas po tyłkach. Ale oczywiście Polaczki uznali, że to pokazówka i że muszą bo świat na nich patrzy.

- I ostatnia rzecz, Rosjanie nie zamknęli lotniska tylko dla tego, bo wiedzieli, że jak to zrobią to nasze społeczeństwo uzna, że utrudniają nam obchody zbrodni katyńskiej.

Teraz kiedy jest prawie tydzień po pogrzebie, można wreszcie odetchnąć. Co prawda w mediach się mówi i przypisuje 10 kwietnia do wszystkiego czego się da. Jednak na mnie nie robi to wrażenia.

Oczywiście przeraża mnie rozmiar tragedii. Ale, nie będę się nad niczym zastanawiał i wyciagał wniosków bo dla mnie są one proste.

Głowa państwa otoczona całą śmietanką poleciała na obchody miejsca historii. Czyli tego czym żyjemy i zamiast patrzeć w przyszłość jątrzymy dawne rany. Tak więc sam lot i obecność tam ludzi mijała się już z celem. Kiedy okazało się, że nie można lądować, padł rozkaz by zrobić to ignorując przeciwności bo Msza jest najważniejsza.

A w mediach słyszę, że muszę wyciągnąć głęboką myśl i zastanowić się nad sensem tej tragedii. Muszę żyć w żalu i żałobie bo....Muszę, muszę, muszę...Ja nic nie muszę.

Ogólnie myśl głęboka to taka, że teraz dzięki temu wydarzeniu cały ten chaos sprawi, że tam na stołkach tak się pozmienia, że może nie będzie tak źle jak było. Oczywiście dobrze to u nas nigdy nie będzie ale może będzie znośnie. Kolejna głęboka myśl – może wreszcie zaściankowe społeczeństwo nasze zrozumie, że nie żyje się historią a patrzy w przyszłość. Może również zrozumie, że nie należy szukać sobie wrogów na siłę a przyjaciół.

A ból i żal straty? Hmmm na koniec powiem kilka słów o tym. Nie dawno zmarła mi bliska osoba w rodzinie. Kombatant wojenny, 94 letni człowiek. Walczył za kraj, był ranny ale przeżył tak pięknego wieku. Za wszystkie czyny jakie zrobił dla kraju, Państwo powinno zapewnić mu odpowiednią opiekę na najwyższym poziomie. Niestety zmarł w samotności, patrząc w wigilię na ścianę ośrodka opieki społecznej.

W tym momencie poczułem wielki ból, tym większy, że w kraju codzienni ginie tyle ludzi a nikt o nich nie pamięta. Nawet Ci co przelewali krew byśmy żyli w wolnym państwie, umierają teraz w zadłużonych szpitalach, gdzie co godzina wchodzi pielęgniarka sprawdzając czy jeszcze żyją. To jest dopiero temat do zastanowienia....




poniedziałek, 1 marca 2010

Samsung. Życzliwość rzeczy martwych.

Będzie to jeden z tych wpisów, które wiążą ten nowy blog z oficjalnym. A o czym będzie mowa? O pewnej marce produktów. Opisując na stronie muzycznej metody słuchania muzyki, wspomniałem o kilku markach na jakich się nigdy nie zawiodłem. A wśród nich Sony, Philips i Creative. Jedyną marką którą zaznaczyłem jako beznadziejna jest Samsung. I o niej będzie dzisiaj mowa. Otóż wspomniałem, że Samsung to totalne dno jeśli chodzi nie tylko o muzykę, ale we wszystkich dziedzinach swojej działalności. Przykłady? Nie mam problemu, trochę tego sprzętu przewinęło się przez moje ręce. Na początek sprzęt muzyczny. Każdy odtwarzacz muzyczny tej marki gra sucho i płasko. Przestrzeń w nim to pojęcie względne niestety. Nigdy nie udało mi się osiągnąć głębi dźwięku. I co najciekawsze – po co samsung dodaje w swoich produktach przycisk 'mega bass' jeśli po jego wciśnięciu nie słychać różnicy? Sprawdzone na 3 różnej klasy produktach tej firmy. Poza tym azjatycka korporacja uważa chyba, że ludzie mają otwory w uszach o zdeformowanych kształtach. Każde słuchawki samsunga oprócz tego, co wyżej napisałem o dźwięku mają skłonności do wypadania z małżowin. Jedyna opcja by się tam trzymały to trzymanie głowy sztywno i się nie ruszać, także powodzenia w podróży.
Teraz o najciekawszym czyli o telefonach. Tak tak, samsung zdążył mi napsuć krew już ponad 7 lat temu. Samsung – kolorowy ekran, małe rozmiary, tutaj zalety się kończą. Reszta to wady, czyli jak w większości telefonów słaba bateria. Szczęście mają ci co noszą bojówki, bo zawsze znajdzie się kieszeń na ładowarkę lub zapasową baterię. Kolejna rzecz, po co w tych telefonach port Irda jak nie działał? Na forach pisali fanatycy, że trzeba wgrać oprogramowanie. A ja na to, że jak kupuję fon to on ma działać a nie wymagać ode mnie bym jeszcze musiał się żyłować by uruchomić coś co z natury powinno dawać efekty. Rozumiem, że niedługo w samsungach trzeba będzie udać się do kogoś kto wgra nam opcję odbierania połączeń symbolem zielonej słuchawki. Przez cały okres użytkowania Samsunga miałem na ustach powiedzenie „Boże spraw by życie nie było tak ograniczone jak Samsung C-100”. Po dwóch latach męki sprzedałem to coś. Oddech ulgi i radość z gratulacji kolegów z klasy, że udało mi się sprzedać to po cenie droższej niż średnia z allegro. Powiedziałem sobie wtedy, nigdy więcej telefonów tej marki. I tak kolejne telefony nie sprawiały mi już problemów użytkowania no może poza jednym, ale był on wewnętrznie uszkodzony, lecz szybko na jego miejsce pojawił się inny. Poza tym testując słuchawki znajomych i rodziny jestem przekonany, że każda marka jest lepsza niż Samsung. Nawet Sagem który jeśli czegoś nie ma to nie ma a nie jak w samsungach jest w menu ale nie działa.
Ostatnio jednak dałem się nabrać i zakupiłem w sieci na przedłużenie najnowszą pozycję Samsunga. I tylko dlatego, że dobrze stał w allegro. Problemy pojawiły się, w momencie gdy chciałem go sprzedać. Po pierwsze w dniu zamówienia na allegro był tylko jedna sztuka. Po drugie, jak już przyszedł na aukcjach było ich już 50 i miał solidnie zaniżoną cenę. Sprawdzając działanie tego telefonu nie zmieniłem zdania co do tej marki. Menu ubogie i kończące się na 3 etapach – Pulpit, menu i to co w ikonach. Dalej już nic, czyli typowy telefon samsunga tylko, że z dotykowym ekranem. I znowu nauczyłem się pewnej cennej mądrości. Nie tylko to, że już nigdy nie chce nic tego producenta to w dodatku zawsze będzie on ograniczony i nakazywał by użytkownik cieszył się z tego co chce telefon a nie jego upodobania. W większości telefonów samsunga nie można ustawić na sygnał wiadomości wybranego przez siebie pliku mp3. W zestawach nie ma często kabla usb czy słuchawek. To wszystko nauczyło mnie wielkiej cierpliwości....w sprzedaży. Tutaj wychodzi kolejna wada samsunga. Rynek jest przesycony shitem sprzedawanym masowo za 1zł. Telewizory, odtwarzacze mp4, słuchawki i inne. Chiński rynek czyli miejsce produkcji zalewa nas tym plastikiem bez ciekawego wnętrza.
Wiecie co usłyszałem jako zaleta telefonów Samsung? Że ma duże cyfry przy wybieraniu numeru. Ja wiem, że telefon to tylko telefon, ale żyjemy w czasach, gdzie mp3, radio, karty 4gb, to standard. Tymczasem to co oferuje nam samsung w dotykowcach to okrojone możliwości które są drogie tylko dlatego, że ekran jest dotykowy. Sytuacja podobna była gdy pojawiały się pierwsze kolorowe ekrany. Na przykład słynna nokia 3510i. Wiele modeli bez kolorowego ekranu miało większe możliwości niż o wiele droższy prekursor paru bladych odcieni na wyświetlaczu. Także jeśli producent oferuje nam produkt który ma jedną bardzo dobrą cechę to trzeba wiedzieć, ze pozostałe stoją trochę niżej niż standard. Tylko cena będzie za nie większa.
Przejdę teraz do kolejnego zagadnienia. Wszyscy wiemy, że istnieje coś takiego jak złośliwość rzeczy martwych. Jednak istnieje również życzliwość rzeczy martwych. A ja osobiście spotkałem się z nią 2 razy. Pierwszy raz miał miejsce ok 10 lat temu. Mój tata w tamtym czasie jeździł służbowym samochodem. Im dalej trwała eksploatacja tym bardziej się psuł za każdym razem jak na złość. A to nie chciał odpalić, a to gotował się płyn chłodniczy. Często tracił moc tak, że przyspieszanie trwało bardzo długo by na koniec przy hamowaniu okazało się, że ściąga go na prawo. Po jakimś czasie firma w której tata pracował postanowiła sprzedać ten nie nadający się do normalnego użytkowania samochód mimo że był obsługiwany jak wszystkie inne w firmie nie wykazujące podobnych usterek. Co się okazało, jakiś tydzień przed oficjalnym przekazaniem auta nowemu właścicielowi usterki powoli znikały. Pod butem czuło się moc, hamulce reagowały jednocześnie a chłodnica już się nie grzała. Nawet praca silnika była cichsza. Śmieliśmy się w domu, że samochód chyba zrozumiał że za bardzo wszystkich wnerwił. Jednak było już za późno i poszedł w inne ręce. Ponoć nowy właściciel szybko go zajeździł, ale zapytany o ogólny stan nie nażekał.
Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że może coś w tym jest. Wszak nie od dziś wiadomo, że rzeczy martwe potrafią być wredne i w najbardziej niechcianym momencie odmawiać posłuszeństwa bądź irytować funkcjami których nie chcemy. Teraz zadziałało to w drugą stronę. Tak jakby świadomość końca bycia w tych okolicznościach kazała zrehabilitować się.
Więc teraz przykład drugi. Mój obecny telefon nie miał lekko. Choć od nowości dbałem o niego jak o każdy mój sprzęt, praca zawodowa sprawia, że sprzęty mają lekcję przetrwania. Tak więc w feralnym zbiegu sytuacji najpierw zatrzasnąłem go drzwiami samochodu (nie pytajcie jak bo sam nie wiem jak to się do końca stało). Wygiął się jak banan i ekran się wylał. Naprawa ok 100zł i działał bez zarzutu. Potem kolejne upadki i ubytki w obudowie by pół roku temu kolejny wstrząs. Lekki wypadek rowerowy, którego efektem był przelot telefonu 3 metry w dal po betonie na którym były jeszcze śladowe ilości żużlu. O dziwo i ja i telefon wyszliśmy z tego cało. Dopiero ostatnio zaczęły się problemy. Za każdym razem gdy się go włącza pyta czy sformatować kartę pamięci a wejście słuchawek zaczyna szwankować. Do tego stopnia, że by swobodnie posłuchać muzyki trzeba trzymać telefon ściskając przy nim wtyczkę kabla słuchawek. I to dość uważnie bo lekki wstrząs i z prawej strony już nie będzie dźwięku. Aż tu nagle nastaje czas gdy za niedługi czas pojawi się coś innego. I proszę ku mojemu zdziwieniu słuchawki działają poprawnie. Nawet nie muszę ściskać wtyczki przy telefonie. Znowu czuję, że to jakby rehabilitacja z przeczuciem zbliżania się chwili zmiany. Więc postanowiłem, że póki co telefonu nie zmienię. Póki działa będę go miał jako główny aparat, chyba że się zorientuje co knuję, wtedy rzeczywiście wymienię go na coś sprawniejszego.Będzie to jeden z tych wpisów, które wiążą ten nowy blog z oficjalnym. A o czym będzie mowa? O pewnej marce produktów. Opisując na stronie muzycznej metody słuchania muzyki, wspomniałem o kilku markach na jakich się nigdy nie zawiodłem. A wśród nich Sony, Philips i Creative. Jedyną marką którą zaznaczyłem jako beznadziejna jest Samsung. I o niej będzie dzisiaj mowa. Otóż wspomniałem, że Samsung to totalne dno jeśli chodzi nie tylko o muzykę, ale we wszystkich dziedzinach swojej działalności. Przykłady? Nie mam problemu, trochę tego sprzętu przewinęło się przez moje ręce. Na początek sprzęt muzyczny. Każdy odtwarzacz muzyczny tej marki gra sucho i płasko. Przestrzeń w nim to pojęcie względne niestety. Nigdy nie udało mi się osiągnąć głębi dźwięku. I co najciekawsze – po co samsung dodaje w swoich produktach przycisk 'mega bass' jeśli po jego wciśnięciu nie słychać różnicy? Sprawdzone na 3 różnej klasy produktach tej firmy. Poza tym azjatycka korporacja uważa chyba, że ludzie mają otwory w uszach o zdeformowanych kształtach. Każde słuchawki samsunga oprócz tego, co wyżej napisałem o dźwięku mają skłonności do wypadania z małżowin. Jedyna opcja by się tam trzymały to trzymanie głowy sztywno i się nie ruszać, także powodzenia w podróży.
Teraz o najciekawszym czyli o telefonach. Tak tak, samsung zdążył mi napsuć krew już ponad 7 lat temu. Samsung – kolorowy ekran, małe rozmiary, tutaj zalety się kończą. Reszta to wady, czyli jak w większości telefonów słaba bateria. Szczęście mają ci co noszą bojówki, bo zawsze znajdzie się kieszeń na ładowarkę lub zapasową baterię. Kolejna rzecz, po co w tych telefonach port Irda jak nie działał? Na forach pisali fanatycy, że trzeba wgrać oprogramowanie. A ja na to, że jak kupuję fon to on ma działać a nie wymagać ode mnie bym jeszcze musiał się żyłować by uruchomić coś co z natury powinno dawać efekty. Rozumiem, że niedługo w samsungach trzeba będzie udać się do kogoś kto wgra nam opcję odbierania połączeń symbolem zielonej słuchawki. Przez cały okres użytkowania Samsunga miałem na ustach powiedzenie „Boże spraw by życie nie było tak ograniczone jak Samsung C-100”. Po dwóch latach męki sprzedałem to coś. Oddech ulgi i radość z gratulacji kolegów z klasy, że udało mi się sprzedać to po cenie droższej niż średnia z allegro. Powiedziałem sobie wtedy, nigdy więcej telefonów tej marki. I tak kolejne telefony nie sprawiały mi już problemów użytkowania no może poza jednym, ale był on wewnętrznie uszkodzony, lecz szybko na jego miejsce pojawił się inny. Poza tym testując słuchawki znajomych i rodziny jestem przekonany, że każda marka jest lepsza niż Samsung. Nawet Sagem który jeśli czegoś nie ma to nie ma a nie jak w samsungach jest w menu ale nie działa.
Ostatnio jednak dałem się nabrać i zakupiłem w sieci na przedłużenie najnowszą pozycję Samsunga. I tylko dlatego, że dobrze stał w allegro. Problemy pojawiły się, w momencie gdy chciałem go sprzedać. Po pierwsze w dniu zamówienia na allegro był tylko jedna sztuka. Po drugie, jak już przyszedł na aukcjach było ich już 50 i miał solidnie zaniżoną cenę. Sprawdzając działanie tego telefonu nie zmieniłem zdania co do tej marki. Menu ubogie i kończące się na 3 etapach – Pulpit, menu i to co w ikonach. Dalej już nic, czyli typowy telefon samsunga tylko, że z dotykowym ekranem. I znowu nauczyłem się pewnej cennej mądrości. Nie tylko to, że już nigdy nie chce nic tego producenta to w dodatku zawsze będzie on ograniczony i nakazywał by użytkownik cieszył się z tego co chce telefon a nie jego upodobania. W większości telefonów samsunga nie można ustawić na sygnał wiadomości wybranego przez siebie pliku mp3. W zestawach nie ma często kabla usb czy słuchawek. To wszystko nauczyło mnie wielkiej cierpliwości....w sprzedaży. Tutaj wychodzi kolejna wada samsunga. Rynek jest przesycony shitem sprzedawanym masowo za 1zł. Telewizory, odtwarzacze mp4, słuchawki i inne. Chiński rynek czyli miejsce produkcji zalewa nas tym plastikiem bez ciekawego wnętrza.
Wiecie co usłyszałem jako zaleta telefonów Samsung? Że ma duże cyfry przy wybieraniu numeru. Ja wiem, że telefon to tylko telefon, ale żyjemy w czasach, gdzie mp3, radio, karty 4gb, to standard. Tymczasem to co oferuje nam samsung w dotykowcach to okrojone możliwości które są drogie tylko dlatego, że ekran jest dotykowy. Sytuacja podobna była gdy pojawiały się pierwsze kolorowe ekrany. Na przykład słynna nokia 3510i. Wiele modeli bez kolorowego ekranu miało większe możliwości niż o wiele droższy prekursor paru bladych odcieni na wyświetlaczu. Także jeśli producent oferuje nam produkt który ma jedną bardzo dobrą cechę to trzeba wiedzieć, ze pozostałe stoją trochę niżej niż standard. Tylko cena będzie za nie większa.
Przejdę teraz do kolejnego zagadnienia. Wszyscy wiemy, że istnieje coś takiego jak złośliwość rzeczy martwych. Jednak istnieje również życzliwość rzeczy martwych. A ja osobiście spotkałem się z nią 2 razy. Pierwszy raz miał miejsce ok 10 lat temu. Mój tata w tamtym czasie jeździł służbowym samochodem. Im dalej trwała eksploatacja tym bardziej się psuł za każdym razem jak na złość. A to nie chciał odpalić, a to gotował się płyn chłodniczy. Często tracił moc tak, że przyspieszanie trwało bardzo długo by na koniec przy hamowaniu okazało się, że ściąga go na prawo. Po jakimś czasie firma w której tata pracował postanowiła sprzedać ten nie nadający się do normalnego użytkowania samochód mimo że był obsługiwany jak wszystkie inne w firmie nie wykazujące podobnych usterek. Co się okazało, jakiś tydzień przed oficjalnym przekazaniem auta nowemu właścicielowi usterki powoli znikały. Pod butem czuło się moc, hamulce reagowały jednocześnie a chłodnica już się nie grzała. Nawet praca silnika była cichsza. Śmieliśmy się w domu, że samochód chyba zrozumiał że za bardzo wszystkich wnerwił. Jednak było już za późno i poszedł w inne ręce. Ponoć nowy właściciel szybko go zajeździł, ale zapytany o ogólny stan nie nażekał.
Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że może coś w tym jest. Wszak nie od dziś wiadomo, że rzeczy martwe potrafią być wredne i w najbardziej niechcianym momencie odmawiać posłuszeństwa bądź irytować funkcjami których nie chcemy. Teraz zadziałało to w drugą stronę. Tak jakby świadomość końca bycia w tych okolicznościach kazała zrehabilitować się.
Więc teraz przykład drugi. Mój obecny telefon nie miał lekko. Choć od nowości dbałem o niego jak o każdy mój sprzęt, praca zawodowa sprawia, że sprzęty mają lekcję przetrwania. Tak więc w feralnym zbiegu sytuacji najpierw zatrzasnąłem go drzwiami samochodu (nie pytajcie jak bo sam nie wiem jak to się do końca stało). Wygiął się jak banan i ekran się wylał. Naprawa ok 100zł i działał bez zarzutu. Potem kolejne upadki i ubytki w obudowie by pół roku temu kolejny wstrząs. Lekki wypadek rowerowy, którego efektem był przelot telefonu 3 metry w dal po betonie na którym były jeszcze śladowe ilości żużlu. O dziwo i ja i telefon wyszliśmy z tego cało. Dopiero ostatnio zaczęły się problemy. Za każdym razem gdy się go włącza pyta czy sformatować kartę pamięci a wejście słuchawek zaczyna szwankować. Do tego stopnia, że by swobodnie posłuchać muzyki trzeba trzymać telefon ściskając przy nim wtyczkę kabla słuchawek. I to dość uważnie bo lekki wstrząs i z prawej strony już nie będzie dźwięku. Aż tu nagle nastaje czas gdy za niedługi czas pojawi się coś innego. I proszę ku mojemu zdziwieniu słuchawki działają poprawnie. Nawet nie muszę ściskać wtyczki przy telefonie. Znowu czuję, że to jakby rehabilitacja z przeczuciem zbliżania się chwili zmiany. Więc postanowiłem, że póki co telefonu nie zmienię. Póki działa będę go miał jako główny aparat, chyba że się zorientuje co knuję, wtedy rzeczywiście wymienię go na coś sprawniejszego.

sobota, 23 stycznia 2010

ZIMA

ZIMA...Mroźno, śnieżnie, wietrznie. Wszędzie pełno śniegu, lodu do tego przenikający przez wszystko siarczysty mróz który sprawia, że grabieją ręce, usta i cała reszta. Co chwila śniegowe zadymki i regularny opad śnieżnego puchu. Można powiedzieć że jest Pięknie! I jest, bo ja o takiej zimie marzyłem od dawna, a teraz gdy mamy prawie jej środek człowiek wreszcie widzi, że jest jak być powinno. Jak kiedyś ludzie opowiadali, że pamiętają zaspy, że przejść nie było można to się człowiek śmiał i pukał w czoło. A teraz, proszę bardzo śniegu po kolana, i zapowiada się że będzie jeszcze więcej. I wszystko ładnie pięknie.....

Jednak Polacy narzekają bo....zawsze narzekają. Jak można narzekać na zimę skoro jest styczeń. Jakby była plucha i błoto to wszyscy by gadali, że mogło by być zimniej i śnieg. Jak jest śnieg to też źle. W wiadomościach stare babcie narzekają na pogodę jakby była zależna od decyzji politycznych. Zamiast cieszyć się, że zamiast szaro jest biało i człowiek patrzy na świat pozytywniej. Zamiast zbierać się na kuligi, wojny śnieżek, sanki wszyscy narzekają. I tak zapomnieli o tym, że im zimniej tym zdrowsze powietrze. Zdrowsze, bo pozbawione zarazków i bakterii przynajmniej w formie wegetatywnej. Sprawia, że człowiek jest rześki i pobudzony a krążenie wzrasta. Poza tym jak jest zimniej to człowiek się w śniegu nie zatapia a idzie po jego powierzchni. A jak ktoś chce lodowisko to nie ma sprawy. Do łazienki nalać wiadro wody i wylać w miejscu gdzie chcemy się ślizgać. Nie trzeba długo czekać i składanka gotowa. Kolejna dość ciekawa sprawa zimy. Opiszę sytuację w której kilka dni temu znalazłem się wraz z moją dziewczyna.

Otóż nie chciał nam odpalić samochód. Nawet pchanie nie pomagało i trzeba było czekać na pomoc. Jak tak czekaliśmy na dobrego człowieka który miał nas pociągnąć, robiło się nam coraz zimniej. Prądu w akumulatorze było tak mało, że nawet światła awaryjne bledły. Wydawać mogło się to sytuacją trudną. Ludzie w innych samochodach patrzyli tylko jak skutecznie ominąć nasz stojący na ulicy samochód. My już nie czuliśmy palców i tylko mogliśmy czekać. Ale czy to było do końca złe? Otóż już szczerze wolę to, niż siedzieć w skwarze kiedy wokół mnóstwo ludzi kręcących się bez sensu i patrzących jak ktoś szuka wyjścia z sytuacji awaryjnej. Nawet z bloku obok nikt nie wyjrzał. Więc dzięki pogodzie mieliśmy chociaż święty spokój. Poza tym niedługo potem się rozgrzaliśmy a po stanie w upale ubrania były by pewnie do prania.

Osobiście lubię zimę. Większość cwaniaków siedzi w domach by nie odmrozić tyłków i otoczenie staje się bardziej kulturalne, bo jedyne co zaprząta im głowy to utrzymać ciepło ciała więc na głupoty nie ma czasu ani chęci. Kolejna sprawa to fakt, że komunikacja miejska czy międzymiastowa nie przyjeżdża wcześniej jak to ma w zwyczaju. Raczej trzeba trochę poczekać, lecz jest pewność że się pojedzie niż zirytuje, że odjechała 5 minut przed naszym przyjściem na przystanek. Zima to również dobry test dla wielu rzeczy. Jak coś wytrzyma te mrozy znaczy, że jest solidne. Jak się okazuje na moim przykładzie, akumulator raczej trzeba będzie wymienić bo ten nie trzyma prądu jak należy. No i buty, tak to właśnie teraz się okazuje które naprawdę są ciepłe. Nie tylko zresztą one, kurtki również, i w moim przypadku kolejny rok widzę, że arafatka jest cieplejsza niż szalik. Poza tym więcej powierzchni chroni, ale uwaga tylko bawełniana (te na straganach to raczej poliester), czyli oryginalna.

Piękna ta zima, śnieżna i rześka. Aż chce się żyć. Polacy narzekają, ale nie spotkamy ich za dużo na swojej drodze bo wszyscy siedzą w domu.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Nowy rok. Świąteczne wspomnienia.

No i mamy nowy rok. Na wielkie szczęście między początkiem grudnia 2009 a początkiem 2010 roku nie było takiego ciśnienia jakiego można by się było spodziewać. Na całe szczęście, chociaż sam się zastanawiam czym to było spowodowane. Czyżby tym, że mój kontakt z telewizorem był naprawdę ograniczony, czy też może sprawcą tego było zjawisko które lubimy nazywać „kryzys”? Tego nie wiem, bo nie skupiałem się nad tym mocno, lecz cieszę się, że cała pompa jaka totalnie psuła wszelkie nastroje w te święta przeminęła bez większego echa. A święta przeminęły wspaniale. U boku ukochanej zaliczyłem 3 wigilie i na każdej było po prostu bajecznie. Był klimat świąt i choć brakowało śniegu to jakoś nikt o tym specjalnie nie myślał. Największym problemem świąt nie okazał się ani transport (bo choć święta połączeń było sporo), ani wcześniej wspomniany brak śniegu ani kolejna edycja Kevina Samego W Domu. Najgorszym problemem okazało się odmawianie kolejnej porcji jedzenia gdziekolwiek się człowiek pojawił. Doszliśmy z lubą do wniosku, że tak to jest, że oczy chcą, serce nie pozwala odmówić, ale żołądek prosi o litość i przypomina, że nie został tak zbudowany, by w szczególne dni napełniać go ponad miarę. Jednak na szczęście udało się przejść przez wszystkie prośby z rozsądkiem (celowo nie użyję słowa „umiarem”). Dzięki niedzieli pojawił się 3 dzień świąt i tak sielanka trwała dłużej. Ale dla mnie ważniejsza jest jeszcze jedna rzecz. Bowiem w tym roku po raz pierwszy raz od lat odkleiła się ode mnie nie wiem czemu przed laty przyklejona łatka, że ja w święta widzę tylko prezenty. I choć co roku zapierałem się, że to mnie prawie nie obchodzi, to rodzina uparcie twierdziła, że tylko tak mówię, a w rzeczywistości aż mi ślinka cieknie na to co znajdzie się pod choinką. W tym roku ten problem przestał istnieć i tak spędziłem najspokojniejsze święta w życiu. Pachnące pomarańczami i czekoladą oraz śliwkami „Plum”. Te ostatnie pochłaniałem w szczególności ochoczo, ponieważ w dzieciństwie był to rarytas, a teraz mogłem jeść je do woli. A wracając do 3 wigilii, to w każdym miejscu zaliczyłem tradycyjne potrawy, na każdym stole inne, więc nie ominęło mnie skosztowanie zarówno barszczu czerwonego, zupy owocowej i mojej ukochanej grzybowej. Oczywiście rybka która lubi pływać....w małej ilości płynów. Pierogi z kapustą i grzybami a na koniec grzyby które były zbierane specjalnie na tą wyjątkową okazję.

A wiecie czemu te święta się tak udały? Bo podszedłem do nich jak większość zresztą na luzie. Nie było jakiegoś pędu, że trzeba być super zajebistym i jak nie będzie jak w reklamie kawy to w ogóle jesteście do dupy. Wszystko było w z uśmiechem na ustach, które na koniec przyćmiła co prawda niewesoła wiadomość, jednak nie zmieniło to faktu, że te święta były bardzo udane.

Potem przez tą wiadomość, jakoś nie myślałem o sylwku, choć i tak wiedziałem jak go spędzę. Romantycznie i zupełnie spokojnie, a co najciekawsze, brakowało mi tak spędzonego sylwka. Więc nowy rok przywitałem strzelając szampanem w towarzystwie ukochanej i psiaka którego trzeba było uspokajać, bo wystraszyła się biedaczka petard.

Jeszcze niedawno zastanawiałem się jak to będzie w te święta. Nie chciałem by znowu jak co roku było to samo. Gonitwa i nacisk na komercję która jak zaatakuje to się nie obronisz, chyba że człowiek zostałby Amiszem. To jednak nie jest możliwe chociażby na fakt obecności w kieszeni telefonu. W święta jeszcze popełniłem ten błąd i miałem go przy sobie. Oczywiście wcześniej wysłałem życzenia ale i tak przy stole co jakiś czas wibracja mruczała, bym sięgnął i sprawdził co tam przyszło. W sylwka wraz z kurtką zostawiłem go w szafie i dopiero rano , znaczy się w południe sprawdziłem kto ewentualnie się dobijał.

Wiem, że w każde kolejne święta telefon trafi tam gdzie nie będzie przeszkadzać, bo to niesamowita ulga spędzać wolny czas w spokoju od wszelakich melodyjek wydawanych przez wszelakie wynalazki elektroniki.

Tak rozmyślałem dlaczego to dzieci potrafią jeszcze tak w pełni przeżywać święta wiedząc o tradycjach często lepiej niż dorośli. I doszedłem do wniosku, że jest to zasługa jednej z niewielu zalet szkoły. Bowiem już w połowie grudnia dzieci w podstawówce śpiewają kolędy, malują szopki i robią szkolne wigilie co sprawia, że są lepiej poinformowane co i jak. Szczególnie jeśli chodzi o kolędy, bo w szkole śpiewa się naturalnie a nie jak w tych dodatkach do gazet gdzie pseudo gwiazdka popu improwizuje psując całą tradycyjną melodię.

Kolejnym przemyśleniem było potwierdzenie faktu, że ta cała machina komercji która chciałaby nas zjeść dotyczy tylko 3 dni, a w reklamach wygląda jakby szykowała się apokalipsa świąteczna która miała by trwać pół roku co najmniej. A po czym najlepiej było poznać, że w tym roku było nad wyraz cicho pod tym względem? A fakt, że już po świętach w mediach nastała prawie totalna cisza, tak jakby nic przez te dni się nie działo z marketingowego punktu widzenia. I to było coś super, bo kupując chleb po świętach nie słyszałem zamerykanizowanych kolęd w sklepach, było normalnie a szał przypominały jedynie niektóre nieuporządkowane półki które i tak za niedługi czas zniknęły ustępując miejsca prawowitym normalnym produktom.

A teraz w radiu leci normalna muzyka z normalnymi audycjami, a nastrój poprawia fakt, że zima w pełni. Oczywiście ograniczone umysłowo społeczeństwo internetowe będzie wyzywać, że za zimno, że śniegi i samochód nie odpala. Ale właśnie o to chodzi, by padał śnieg, by było zimno a sanki sunęły po śniegu aż miło. Mróz jest dobry, sprawia, że powietrze jest rześkie i zdrowie się hartuje. Śnieg zabija szarość jesieni i rozjaśnia świat, wygładzając wszystkie nierówności, które jak dobrze pójdzie zobaczymy dopiero na wiosnę. Zima to piękna pora roku i należy docenić jej zalety, bo to ona po części sprawia, że człowiek zwalnia. Gdy pada śnieg przyjemniej czyta się książki, gra na instrumentach czy słucha muzyki. A w dodatku człowiek docenia takie dobra dnia codziennego jak ciepła herbata, ciepły dom czy sweter który naprawdę grzeje. W dodatku posiadacze glanów (zaliczam się do nich) mają potwierdzenie, że wbrew opiniom innym to bardzo ciepłe buty, które nie wypuszczają ciepła i bronią przed zimnem, w dodatku głębokie protektory doskonale sprawdzają się na śliskich powierzchniach. Tam gdzie większość ludzi zalicza poślizgową glebę, w glanach idzie się utrzymać w pionie (szczególnie w dużych rozmiarówkach).

Tak więc niech trwa ten 2010 rok który podsumował bardzo udany poprzedni i rozpoczął się obiecującymi perspektywami.