niedziela, 13 listopada 2011

A paliwo już nie długo po 6 zł

Do napisania tego artykułu skłoniło mnie kilka czynników. W ostatnich dniach miałem trochę więcej czasu więc postanowiłem go wykorzystać tak jak obiecywałem sobie to przez wszystkie miesiące spędzone za kierownicą. Otóż oprócz nadrabiania zaległości w sieci, muzyce i wiadomościach wybrałem się plener na dwóch kółkach. Tak właśnie teraz kiedy za oknem temperatury są zazwyczaj poniżej 10 stopni Celsjusza. Dla wielu z was to trochę dziwne, bo jakby nie patrzeć sezon rowerowy się skończył, no i jak można jeździć kiedy na zewnątrz jest tak zimno? Można i zapewne wielu z was też niedługo się na rowery przesiądzie.

Może zacznę od sytuacji która pokaże wam, że można w takich warunkach jeździć. Mój ostatni wypad to ponad 40 km, wyjazd jeszcze za dnia i powrót kiedy wszędzie panowały egipskie ciemności. W dodatku połowę tego dystansu w lesie. Po powrocie do domu byłem więcej niż pewien, że następnego dnia obudzę się z gorączką i przeziębienie wraz z niedającym życia katarem które skutecznie mnie uziemią.

Nic takiego nie miało miejsca a dlaczego? Bo w sumie nieświadomie się do tego dobrze przygotowałem. Jakiś czas temu dostałem od bratowej koszulkę termoaktywną, którą teraz zakładam nawet wtedy kiedy muszę ubrać na siebie coś jeszcze. I w tym wypadku ją zabrałem choć może nie działa tak jak powinna to i tak lepsze to niż bawełniane podkoszulki które po przepoceniu lepią się do pleców i robią wszystko by dostać zapalenia płuc. Poza tym pomógł mi patent który stosowałem od jakiegoś czasu jeżdżąc zawodowo samochodem po Polsce. Zawsze ale to zawsze choćby nie wiem co się działo, bierz ze sobą termos z ciepłym napojem. Obojętnie kawa czy herbata czy co tam jeszcze sobie wymyślisz. Zawsze miej przy sobie ciepły płyn a twój żołądek będzie Ci dziękował. W takie dni jak teraz dziękować Ci będzie całe ciało, by gdy zatrzymasz się by chwilę odsapnąć to nie spotkasz się z reakcją, że żołądek zaciśnie się jeszcze mocniej gdy zapodasz mu zimny napój. W dodatku jeszcze bardziej zmarzniesz bo bez dawki energii nie będziesz miał skąd brać sił. Gorący napój sprawi, że rozgrzejesz się od środka i będziesz mógł kontynuować jazdę z dobrym samopoczuciem. Oczywiście oprócz tego prowiant. Ja osobiście nie zabieram kanapek a zaopatruję się batony i czekoladę. No ale to o czym napisałem to dla wszystkich rowerzystów sprawy oczywiste. A i by jechać gdzieś za miasto czy gdziekolwiek nie potrzebujesz drogiego sprzętu. Ja jeżdżę zwykłym rowerem i jest ok.

Przejdźmy teraz do tego dlaczego i wy czytelnicy wsiądziecie na rowery. Otóż teraz wygodnie siedzicie sobie przed komputerami ale nadejdzie taki czas, że będziecie musieli wyjść z domu i pojechać na zakupy lub do pracy. Jeśli macie blisko to nie problem, gorzej jeśli od celu dzieli was kilka kilometrów. Oczywiście teraz wszyscy mają samochody również Wy. I wygodnie nimi dojeżdżacie do pracy ale.....

Według najbliższych prognoz jeszcze w tym roku cena litra paliwa zarówno Pb95 jak i ON ma przekroczyć barierę 6zł! Państwo daje podwyżki stopniowo by nie było zbytniego szoku. To takie myślenie „głupi naród jak dawać im coś w małych dawkach to nie zauważy większych zmian”. W ten sposób większość społeczeństwa rzeczywiście się zachowa. A wiadomo na święta dojechać będzie trzeba, więc koncerny te sytuację wykorzystają. Prawdzie w oczy trzeba spojrzeć i nie odkryję ameryki jak wyznam, że już dziś nie opłaca się tankować. Skoro litr kosztuje ok 5,40zł to pytanie jest takie – ile trzeba zarabiać by jeździć autem i nie czuć patrząc na wskaźnik paliwa, że właśnie ciężko zarobione pieniądze idą z dymem. Szczególnie gdy stoimy w korku a i wtedy kiedy lejemy paliwo za tę samą kwotę a wskaźnik już tak ochoczo się nie podnosi.

Paliwo to najważniejszy argument. Drugi to organy ścigania. Tak proszę państwa, dzisiaj dla władzy wykonawczej to kierowca jest najgorszej maści typem. Kiedy kończyłem pracę za kółkiem w ostatnim tygodniu jazdy na drogach było niebiesko i zielono (ITD). A mandat można dostać za wszystko. Jak nie prędkość to stan techniczny lub przepaloną żarówkę, zawsze znajdzie się jakiś paragraf a potem stówki z portfela lecą jak te malowane ptaki i gdyby to chociaż szło na poprawę stanu dróg.

Utrzymanie i korzystanie z auta kosztuje coraz więcej pieniędzy i nerwów. W końcu dojdzie do pewnej granicy kiedy zabłyśnie ta myśl – Jak przemieszczać się taniej. Ci co mają daleko mogą wybrać pociągi. Sam je lubię i są w porządku. Po mieście można komunikacją miejską ale....bilety też są cholernie drogie a kanarów coraz więcej więc ryzykowna jazda „na koszt miasta” też się już prawie nie opłaca.

W końcu trzeba będzie auto zostawić w garażu a zamiast tego wybrać alternatywę. I wtedy wielu z was wybierze rower.

Pojazd który nie pożera paliwa, jest cichy, nie wymaga posiadania prawa jazdy czy też dokumentacji (chyba że się go oznakuje) a co najważniejsze można nim dojechać praktycznie wszędzie. W dodatku nie jest to drogi zakup a sklepy pękają w szwach od dostępnych akcesorii.

Możliwe, że w zimę nie ale kiedy zaczną topnieć pierwsze śniegi na drogach zauważymy więcej rowerzystów z dumą mijające w mieście stacje paliw z wyświetlanymi cenami 6,XXzł za litr.

W dodatku obędzie się bez stania w korkach przez co nie jeden użytkownik zauważy, że do pracy dociera szybciej niż samochodem. Na tym nie koniec, stacjonarny tryb życia sprawia, że ciężko nam pozbyć się czasem kilku zbędnych kilogramów. Dzięki rowerowej komunikacji nie tylko poprawi się sylwetka ale także kondycja, sprawność a przede wszystkim ODPORNOŚĆ!

Fakt często warunki atmosferyczne nie są zachęcające, ale może to jest właśnie wyzwanie by nauczyć się z nimi wzmagać. Nie mówię tutaj o jeździe w ulewie. Ale np. kiedy jest zimno można ubrać się cieplej a jak już wyżej wspomniałem zbawienne jest przygotowanie czegoś ciepłego bądź odpoczynek gdzieś gdzie można kupić ciepłą kawę.

Wiadome jest też że od razu nie będzie uśmiechu na twarzy bo jeżdżąc na rowerze jest się narażonym na kilka nieprzyjemnych czynników.

Pierwszy to – piesi. Ile razy spotkałem bezmyślnych przechodniów na ścieżce rowerowej, którzy mieli do mnie pretensję że w ogóle jestem na wyznaczonym dla mnie pasie. A spróbuj na takiego zadzwonić.....szkoda gadać. W każdym bądź razie po mieście więcej używa się hamulca niż widzi na liczniku wartości powyżej 30 km/h.

Druga kwestia, to auta. Nigdy nie pojmę czemu kierowcy traktują rowerzystów jak najgorsze zło. Trąbienie, celowe ochlapywanie itp. to rzeczy na porządku dziennym a pragnę przypomnieć, że rowerzysta według prawa ma obowiązek jechać jezdnią jeśli na chodniku nie ma ścieżki rowerowej!

Ale to wszystko da się znieść. Najgorszym przeciwnikiem dla poruszającego się rowerem według mnie jest – WIATR. Oczywiście tylko wtedy kiedy wieje nam w twarz. Było wiele takich momentów kiedy byłem pewien, że to natura robi mi na złość że tak niemiłosiernie próbuje mnie zatrzymać. Po latach doszedłem do wniosku, że z tym wrogiem trzeba się oswoić. I tak najlepiej zaplanowana wycieczka to taka którą zaczynamy pod wiatr. Wtedy z powrotem wieje nam w plecy i możemy szybko dotrzeć do domu.

Jednak mimo przeciwności rower to najprzyjemniejszy sposób podróżowania. Kiedy nie warczy silnik człowiek słyszy o wiele więcej niż tylko obroty i radio. Oprócz tego nie jesteśmy zmuszeni patrzeć cały czas przed siebie więc dostrzegamy więcej rzeczy których nie widzimy na co dzień. Oprócz tego kiedy szukamy skrótów udając się np. do pracy odkrywamy wiele ciekawych miejsc do których normalnie byśmy nie zajechali.

I możliwe, że jeżdżąc w warunkach czy to jesiennych czy to wiosennych może nas złapać przeziębienie, grypa itp. Ale popatrzmy na reklamy, na nasz tryb życia. Wszystko opiewa o walce z tym w domu. Tymczasem odporność kształtuje się na zewnątrz. Więc jeśli złamie cię raz, drugi, trzeci to potem wrócisz do domu i stwierdzisz że nie dość, że czujesz się dobrze to w dodatku masz dobrą kondycję i gdzieś jeszcze byś się przejechał możliwe, że nawet z aparatem w celu porobienia kilku ciekawych zdjęć.

No i proszę sobie wyobrazić tą satysfakcję kiedy samochody obok stoją w korkach a my możemy je spokojnie wyprzedzać i domyślać się, że wszyscy którzy w nich siedzą nie są z tego faktu zbyt zadowoleni.

Tak więc drogi czytelniku to może wkrótce dotyczyć i Ciebie. Zastanów się więc już teraz czy nie zrobić coś w tym kierunku. Może patrzysz teraz w okno i myślisz sobie „co ten facet pieprzy”. A może okaże się, że to wcale nie jest takie głupie......

Ja mam nadzieję, że jeśli to czytasz to przemyślisz to raz jeszcze w jednej sytuacji – kiedy będziesz tankował samochód.

czwartek, 7 kwietnia 2011

O tym jak sieci komórkowe robią nas w balona na telefonach

Dziś będzie o zagadnieniu technicznym. A zagadnienie to związane będzie z telefonią komórkową i o tym jak nie dać się nabić w butelkę przy zawieraniu umowy abonenckiej bądź przedłużaniu umowy.

Otóż o tym, że sieć w której jestem rżnie mnie przy każdym rachunku dowiedziałem się miesiąc temu, kiedy to byłem gotowy zerwać z nimi umowę i przejść do innej sieci po zapłaceniu odpowiedniej kaucji. I w tym momencie zaczęły się schody ale od początku.

W mojej sieci jestem już 6 rok. Kiedy podpisałem umowę abonament wynosił 20zł a w nim 40 darmowych minut. Do tego telefon za który dopłaciłem 100zł. A że w tamtych czasach z telefonu korzystałem rzadko, starczało mi to ze spokojem.

Pierwsze problemy zaczęły się kiedy umowa się kończyła. Na topie był wtedy telefon Sony Ericsson K750i i właśnie ten model chciałem mieć. Co chwila zresztą słyszałem jak moi znajomi biorą go umowy czy na przedłużenie. Jak się okazało ja nie mogę. Dlaczego? Odpowiedź była taka, że tego telefonu już nie ma i nie będzie ale jest k550i. Tego shitu nie chciałem nawet za darmo. Negocjacje trwały i dały tyle, że zamiast telefonu który był dla wszystkich tylko akurat nie dla mnie dostałem więcej minut w nowym abonamencie. Skończyło się na 35 zł abonamentu i 120 darmowych minutach plus pakiecie promocyjnym 2000 minut przez cały czas trwania umowy. Oczywiście wziąłem tego k550i i jak najszybciej go opyliłem a za pieniądze które za niego dostałem kupiłem upatrzony wcześniej inny o niebo lepszy telefon.

Minęły kolejne dwa lata i jakoś sieć nawet do mnie nie dzwoniła z ofertami. Chcieli oczywiście zrobić numer polegający na tym, że po upływie terminu wszystko zostałoby tak jak jest. Ale nie ze mną te numery. Po kilku telefonach udało mi się w końcu dorwać biuro do spraw utrzymania klienta a tam babka która bała się nawet sama siebie, z wielkiej łaski dała mi troszkę lepsze warunki niż miałem dotychczas. A telefon? No cóż wziąłem badziew samsunga za który zapłaciłem 50zł i straciłem wszystkie punkty premium. A że był nowy na rynku mogłem na nim nieźle zarobić. Mogłem gdyby moja sieć przysłała mi go szybko tak jak obiecała. Gdy miałem go już w domu Allegro zalane było tym chińskim szmelcem. Ale udało się i pięknie się sprzedał. Za zarobione pieniądze kupiłem znowu swój upatrzony telefon który w tej samej cenie okazał się być przynajmniej 3 razy lepszy jeśli chodzi o parametry i klasę.

I tak sobie żyłem w błogiej nieświadomości jak moja sieć zrobiła mnie w pełnego wałka. Otóż samsunga sprzedałem za ok 550zł, ale jego wartość wynosiła ok 650 do 700zł. Kiedy podliczyłem sobie czas jaki mam do końca umowy wyszło mi że już niewiele mam do spłaty. Więc postanowiłem że przechodzę do innej sieci, która da mi lepsze warunki.

Dzwonię do biura obsługi i pytam ile mam do spłaty, nastawiając się że kwota będzie w okolicach 100zł. A tu konsultant mówi do mnie, że 420 zł! Mówię mu że to niemożliwe bo do końca umowy zostało pół roku więc większość ceny telefonu już spłaciłem. A on do mnie że wszystko się zgadza bo kwota spłaty jest równa co miesiąc. Więc go pytam w takim razie jaka była moja kwota całkowita. A on do mnie że 1100zł!

Rozumiecie, zasolili taką kwotę za telefon który w sklepie maksymalnie wart był wtedy 700zł! Rozumiem, że do tego dochodzi kwota abonamentu, ale cena telefonu nie powinna być wyższa niż realna. Myślę, nawet że powinna być tańsza niż sklepowa bo w sumie ubezpieczenia na telefon nie ma. Tak więc kwota jaką zarobiłem na sprzedaży to połowa tego co sieć zarobiła na mnie.

Wniosek nasuwa się sam. Jeżeli chcecie koniecznie mieć abonament z dobrym telefonem to nie bierzcie go w ramach umowy. Operator orżnie was i to nieświadomie a wy będziecie spłacać ich haracz w słodkiej niewiedzy.

Ja już drugi raz tego błędu nie popełnię i do innej sieci idę z tym samym telefonem. A jak mi się ten znudzi to następny kupię na raty w sklepie bo tak zapłacę prawdziwą wartość telefonu a nie dwa razy więcej jak to jest w sieciach komórkowych. Najlepsze jest to, że nikt wam przy zawieraniu umowy nie powie o tym ile rzeczywiście musicie zapłacić za dany model. A swoją drogą wykręćcie sobie numer do swojej sieci i zapytajcie o kaucję początkową porównując ją z fizyczną ceną waszego telefonu jaka była wtedy na rynku.

Ale by nie było tak źle, wspomnę o pewnej sprawie o której większość z was pewnie nie wie. Mianowicie chodzi o numery zastrzeżone. Ile razy było tak, że nagle w nocy budzi nas połączenie z numerem anonimowym a po odebraniu słyszymy automat reklamowy. Ile jest cwaniaczków co w żartach dzwoni na wybrane numery zastrzegając numer. Ale to już koniec takiej swawoli. Wszystkie sieci oferują już blokowanie takich połączeń i to z tego co wiem za darmo.

By było śmieszniej jak ktoś do was dzwoni z zastrzeżonego nie usłyszy sygnału zajętości czy niedostępności. W słuchawce automat powie mu „Abonent nie życzy sobie połączeń z numerów zastrzeżonych. Jeśli chcesz uzyskać z nim połączenie odblokuj swój numer i spróbuj ponownie!”. Czyli to tak jakbyście mówili do takiego frajera z zastrzeżonym numerem serdeczne „spierdalaj!”. Nie muszę wspominać o komforcie użytkowania telefonu gdy ma się to włączone.

Wracając jeszcze do poprzedniego tematu. Zanim weźmiecie telefon na umowę, bądź przy przedłużaniu zastanówcie się dobrze. Warto mieć na względzie, że jeżeli sieć wciska wam coś za 1zł to albo to totalny badziew albo jego cena ukryta jest w umowie.

Znam parę osób które pracowały lub pracują w sieciach jako sprzedawcy. Na szkoleniach uczy ich się przede wszystkim jak wciskać ludziom gówno. A czemu tak się dzieje? Z prostego błędu do jakiego przyznała mi się pewna konsultantka parę lat temu. Otóż sieci komórkowe nie kupują modeli według zapotrzebowania rynku, tylko kupują hurtowo dane modele w tysiącach sztuk. Potem muszą to sprzedać więc konsultanci pocą się by moherowe babcie i ludzie mniej rozgarnięci kupili telefon który jest „ładny” i ma budzik.

Nie namawiam też do kupowania super wypasionych telefonów ale o świadomy zakup czegoś co będziecie nosić w kieszeni co najmniej rok.

A przecież lepiej mieć coś czego wartość znamy niż telefon za 1zł za który tak naprawdę zapłacimy 2 razy więcej niż gdybyśmy kupili go w sklepie.

A jak wy zrobicie zależy od was. Mimo wszystko mam nadzieję, że dzięki temu artykułowi dowiedzieliście się o rzeczach o których nie wiedzieliście i macie jaśniejszą sytuację.


P.S. Dla tych którzy chcą napisać, że sieć karze mi zapłacić karę za sprzedaż telefonu. Mylicie się, operatora nie obchodzi co ja robię z telefonem, czy używam go jako klocka pod nogę od stołu czy go sprzedam, czy będę używał go jako krążka w hokeja. Ważne że mam go spłacać co robię sumiennie cały czas. Tak więc zanim ktoś zechce napisać coś w tym temacie niech najpierw sprawdzi czy ma rację.

niedziela, 16 stycznia 2011

Na rowery póki pogoda!

Choć mamy styczeń w powietrzu czuć jednak coś co zwykle zapowiada wiosnę. Nie oszukujmy się jednak bo dobrze zdajemy sobie sprawę, że duży lub mały ale kolejny atak zimy nastąpi. Ale zanim do tego dojdzie warto spojrzeć za okno jak ma się sytuacja pogodowa. Widać wyraźnie, że śniegu już praktycznie nie ma a i lód na drogach lokalnych ustępuje. Temperatury utrzymują się z zakresie od 0 do 7 stopni Celsjusza i oprócz tego, że nadal jest szaro, to w sumie pogoda jest raczej dobra. A do czego to skłania? Do wyjścia w plener lub co ja osobiście polecam, by wsiąść na rower bo taka okazja by zrobić to w styczniu długo się nie powtórzy. Zacznijmy od tego że dla wielu ludzi jest jeden powód który może skutecznie zmotywować do wyruszenia na szlak. Wiadomo, że w święta nie folgowaliśmy sobie z jedzeniem, a co poniektórzy obiecali sobie w noworocznym postanowieniu, że zrzucą pare kilo. Okazja jest więc niebywała, tym bardziej, że można się zmobilizować już od początku roku.

Kolejnym powodem może być fakt, że wychodząc z domu możemy zobaczyć jak ma się sytuacja z roztopami w okolicy. Polecam zabrać ze sobą aparat fotograficzny i popstrykać parę zdjęć. A jest co fotografować, chociażby efekty podniesionej wody na polach, pod mostami itp. Sam pochwalę się kilkoma zdjęciami. Oto one.

Zalany pomost na jeziorze

Styczniowa działalność bobrów

Woda na polach

A to wszystko z 3 zaledwie wypadów a tego naprawdę nie zobaczy się siedząc w domu przed telewizorem lub komputerem.

Jeśli ktoś narzeka że można się przeziębić jadąc w taką pogodę, to uznam to tylko za wymówkę. Nikt przecież nie każe jechać komuś na złamanie karku a ruch zawsze się przyda i nie przemarzniemy bo temperatury są na plusie. Po za tym mój ostatni patent na by się nie zaziębić jeśli się nie ma stroju kolarskiego to maksymalnie chronić szyję przed owianiem. Tak więc golfy i szaliki wskazane. I powinno być ok. Pamiętajmy jednak o profilkatycznej ochronie wewnętrznej. Zalecane są witaminy i magnez oraz zabranie ze sobą w drogę chociażby małego termosu z herbatą oraz kanapek. Zawsze to wzmacnia i rozgrzewa jeśli wybieramy się gdzieś dalej.

Jak przygotować rower przed pierwszym wyjazdem w nowym roku nie będę się szerzej rozpisywał bo ogrom wiedzy jest w internecie. Przypomnę że najważniejszą kwestą jest podokręcanie głównych śrub, napompowanie kół o nasmarowanie łańcucha (może być nawet zużyty olej silnikowy).

I w drogę a kto wie, może połkniecie bakcyla i okaże się że rowerek stanie się hobby. A swoją drogą możecie się nieźle zdziwić widokiem innych cyklistów na swojej drodze o tej porze roku.

Są tacy co pedałują cały rok bez względu na okoliczności. Tak więc wypad w plener ma same plusy, nie dość, że oderwiemy się od rutyny dnia to jeszcze wyjdzie to nam na zdrowie. I radzę się w miarę zmobilizować bo nie wiadomo ile czasu się ta pogoda utrzyma.

Tak więc po lekturze tego tekstu radzę wyłączyć komputer i zająć się swoim rowerem.

niedziela, 2 stycznia 2011

Na nowy rok!

Witam w nowej Polsce. W Polsce wyższych podatków, i rozpoczynającej się niedługo fali podwyżek cen podstawowych produktów w tym przekroczenie magicznej granicy 5zł za litr benzyny. Możecie mi wierzyć lub nie ale pamiętam takie czasy jak byłem jeszcze dzieciakiem i miałem swój motorower „komar” i jeździłem po paliwo z baniakiem to lałem litr za 2,50....Ale to było dawno i nie prawda. Dziś rzeczywistość kopie nas w mordę, a można to skwitować stwierdzeniem, że w naszym kraju zawsze może być gorzej. I wierzcie mi lub nie ale naprawdę coraz mocniej mnie swędzi by stąd wyjechać. Dlaczego?

Bo jak słyszę ile zarabiają moi znajomi za granicą i na jakiej stopie żyją to aż łza wzruszenia się w oku kręci. Zdaję sobie doskonale sprawę że, „Ziemia ojców ma tę moc która nie da im po nocach słodko spać”, może i Piotr Rogucki ma w tym dużo racji, jednak chyba wolę się budzić w innym kraju gdzie będę miał świadomość, że jest normalnie. Kiedy rozmawiam z ludźmi którzy wyjechali z Polski nasuwa mi się spostrzeżenie, że oni nie mają tych przyziemnych problemów jakie mamy tutaj na każdym kroku. I co ważne tam człowieka szanują w pracy a nie traktują cię jak jednostkę produkcyjną. Tak więc powodów do emigracji jest dużo, a za granicą przecież też gra muzyka...

Ale może przejdę do rzeczy pozytywnych. Już zacieram ręce i liczę, że w najbliższym czasie wsiądę za kółko z jednym brzemieniem mniej czyli bez ryzyka że leśne ludki strzelą mi zdjęcie od tylca i będą chciały za odbitkę proporcjonalnie tyle ile trudności maszynce do zdjęć sprawiła moja prędkość. Innymi słowy zrobię to co i wam polecam. Mianowicie, jak przyjdzie do mnie liścik ze straży gminnej lub miejskiej ze zdjęciem na którym będzie widniała moja fotografia a pod nią pozdrowienia z kwotą i liczbą punktów to...albo ją podrę i wyrzucę do śmieci albo...Odeślę im to z bardzo rzeczową odpowiedzią na którą powołam nowe przepisy, że już nie mogą śmietników wystawiać a jeśli już to w wyraźnie oznaczonych miejscach tak by wcześniej wiedzieć że to miejsce jest niebezpieczne i trzeba zwolnić. Skoro jednak nie widziałem tego dnia po drodze znaku ani żadnego fotoradaru w tym miejscu oznacza to fakt, że musieli się schować więc złamali prawo.

Ciekawe czy będą się dalej upierać przy swoim i wyślą sprawę do sądu grodzkiego, czy raczej pomyślą, że nie dam się nabrać na to, że chowanie po krzakach jeszcze przejdzie. Więc chociaż drogi mamy chujowe, kierowców z coraz mniejszą wyobraźnią, to chociaż można jeździć spokojniej bo już nie ma ryzyka że samozwańcza straż gminna walnie wam sweet fotkę.

Tak więc taką pocztową makulaturę możemy spokojnie potraktować jako zwykłą pomyłkę. Sami zobaczycie ile takich jednostek się rozwiąże a stróże prawa zamiast polować na kierowców może ruszą głową i zajmą się przestępczością.

No i wreszcie będzie można depnąć na autostradzie do 140 Km/h. A jak wiadomo w Polsce występuje pewna tolerancja do 10 km/h więc nawet 150 będzie można pośmigać. Pytanie tylko gdzie, bo ja widzę tylko jedną możliwość na A2 od Strykowa do Konina.

A po więcej szczegółów odnośnie zmian przepisów odsyłam TUTAJ. I warto przy okazji zaznaczyć, że zmieniają się przepisy co do rowarzystów. Sam jeżdżę kiedy nadarza się okazja i zawsze mnie to wkurzało, że jak rowerzysta jedzie po piwku to traci prawo jazdy wszelkich kategorii, licencję piota, sternika itp. Czyli wszystko to na co tak długo pracował i wydał kupę kasy.

Pamiętam sam jak kiedyś wracałem z jednego ogniska. Nie czułem się w ogóle pijany bo wypiłem wcześniej w dużych odstępach czasu parę piwek. I co z tego że czułem się wyśmienicie. Szedłem z rowerem 7km bojąc się że jak mnie złapie policja to stracę prawko a na następny dzień jechałem w trasę do Lublina.

Tak więc w tym nienormalnym kraju chociaż na tej płaszczyźnie można złapać oddech.

Chociaż z drugiej strony w miastach będzie więcej pachołków by ograniczyć miejsca parkingowe i łapać kierowców za niedozwolone parkowanie, ale coś za coś.

Na pewno lepsze też jest to, że przynajmniej odpoczniemy i odetchniemy przynajmniej na początku, że ten 2010 już za nami. Poszło sobie w diabły to co nas spotkało, czyli katastrofa, powodzie, babo-chłopy i reszta obrońców krzyża, cyrk wokół wyborczy i może niektóre kraje nam wybaczą skandaliczne zachowanie.

Cieszmy się też, że zostaniemy póki co przy naszej walucie, ona pozwoli przetrwać nam ten rok podwyżek cen. W dodatku możemy się poszczycić tym, że parę krajów w strefie Euro zazdrości nam naszej walutowej autonomii.

Jak widać może nie będzie tak źle jak nas straszono, chociaż sami się o tym przekonamy, ale jakby nie patrzeć rok 2010 nieźle nas przechrzcił co do sytuacji kryzysowych, więc w sumie nie będzie dla nas szokiem jak coś nagle się stanie. Ale miejmy nadzieję, że nie będzie to miało miejsce i za 12 miesięcy powiemy sobie, że to był naprawdę dobry rok. Czego sobie i wam z całego serca życzę!