To
moja pierwsza recenzja książki, jednak nie podchodzę do tego jak
debiutant, bo pisać o czymś co się zna nie jest trudno zarówno w
muzyce jak i w książkach. Zasada jest prosta, trzeba być obeznanym
w temacie i wiedzieć jaki ma się na niego pogląd. Zanim przejdę
do opisywania książki lekki wstępik osobisty.
Lubię
czytać książki! Choć wiem, że mógłbym robić to częściej
uważam że moje podejście do tego nie jest takie złe. Czasem mnie
po prostu bierze i pochłaniam nawet grubsze dzieła w kilka dni (a w
zasadzie nocy).
Lubie
dobre książki z wartką akcją, pisane przystępnym językiem który
potrafi zbudować w mojej wyobraźni całą masę obrazów. Jednak z
książkami bywa różnie. Przeczytałem kilka pozycji na które
zmarnowałem tylko czas, a inne choć miały grubo ponad 300 stron
obaliłem szybko, żałując że nie ma ich dwa razy więcej. Nie
lubię ślamazarnych akcji i choć obaliłem większość lektur
szkolnych, to do dziś uważam, że 90% z nich jest za ciężkie jak
na szkolny wiek, a z treści wieje pesymą i żałością o losach
polaków. Poza tym wleką się i choć może chcą przedstawić coś
ciekawego, to niedojrzały człowiek i tak tego nie pojmie.
Jednak
mam swoich faworytów i zalicza się do nich książka Kazimierza
Moczarskiego – Rozmowy Z Katem. Była bardzo ciekawa bo
wszystko działo się w celi śmierci w której 3 ludzi czekało na
wyrok. A z czasów dzieciństwa najbardziej podobała mi się książka
Jacka Londona – Zew Krwi. Przeczytałem ją 3 razy, pierwszy
jako lektura, drugi dla własnej satysfakcji a trzeci po obejrzeniu
beznadziejnej ekranizacji która popsuła mi obraz w głowie i
musiałem go odbudować. Kto wie, może sięgnę po nią raz jeszcze.
Jedno jest pewne, ta książka otworzyła mi oczy na tego autora i
bardzo lubię jego książki. No może na razie tyle a dalszą część
przygód z literaturą innym razem. Przejdźmy do sedna.
Może
to was zdziwi ale pierwszą książkę jaką postanowiłem
zrecenzować to Dom Nad Rozlewiskiem Małgorzaty Kalicińskiej.
Dlaczego ta właśnie książka? Bo mnie niepomiernie wkurwia!
Rok
temu na półkach empiku zabłysnęła swoją ciekawą okładką z
napisem 'ponad 300 000 sprzedanych egzemplarzy'. Bestseller
jak w mordę strzelił i swoją drogą chciałem sprawdzić ile
sprzedało się jej do tej pory, niestety albo źle szukałem albo
takie dane są niedostępne. Cóż jeśli zrobiono jej taką reklamę
to zapewne sprzedało się jej jeszcze ze 100 000.
Ja
sięgnąłem po Dom Nad Rozlewiskiem z kilku przyczyn. Opisy zdawały
się jasne, że to książka o nieskazitelnej wsi. O takiej wsi gdzie
nie ma wieśniackich dresiarzy, nie ma przesadzonej cywilizacji a
łąka pachnie kwieciem majowym. Liczyłem, że czytając ją
przypomni mi się moje dzieciństwo i wakacje u babci czy cioci. A z
zapowiedzi wynikało, że bohaterka będzie emigrować z nowoczesnego
miasta do właśnie takiej dziecięcej wsi. Książkę zacząłem
czytać we wakacje 2009 wraz z dziewczyną. Wtedy jeszcze w formacie
pdf, ale później jakoś już nam się nie chciało i tak gdzieś na
100 stronie skończyliśmy. I do tego momentu bardzo mi się
podobała. Za jakiś czas w domu pojawiła się już forma tradycyjna
i postanowiłem ją dokończyć. I skończyłem, a raczej wymęczyłem
te 495 stron. W ostatnich 200 mając ochotę co godzina wyrzucić
ją za okno co powodowały lejące się z niej absurdy.
A
oto krótkie streszczenie, które po części zobrazuje moje o niej
zdanie.
Małgorzata
kobieta po 40, pracuje w agencji reklamowej. Wyścig szczurów itp.
Warszawka pełną gębą, ma dość typowego szefa, oschłego męża
i kochającą ponad życie córkę Marysię (Manię). Mieszka w domu
z ojcem i teściową. Ojciec umiera, teściowa zaraz po nim. W domu
pusto ale Małgorzata nadrabia na wyjazdach, gdzie uprawia sex z
nowym kolegą z pracy Grzesiem. Zdarzyła jej się też zdrada męża,
którego uważała za beznadziejnego w łóżku, z szefem na
wyjeździe służbowym. Jednak była pijana i jak sama stwierdziła
'było to zupełnie niepotrzebne'. Po śmierci teściowej postanawia
odnaleźć matkę, która mieszkała na mazurach. Szybko odniosła
sukces w tym temacie i pojechała do wsi Pasym.
Okazało
się, że matka jej mieszka w domu z Kaśką, która jest trochę
upośledzona umysłowo, jednak jest bardzo kochana, pracowita i taka
swoja. Małgorzata przyjeżdża do matki po tym jak wywalono ją z
roboty, bo ponoć była na swoje stanowisko za stara. Teraz w smutku
i pogubieniu szuka pociechy w matce. I znajduje bo matka przyjmuje ją
z otwartymi ramionami i zasypuje jakże przaśnymi historiami z
życia. Summa summarum jej mama gnom jest super zajebista, więc i
Gosia jest zajebista inni są nie godni być zajebiści.
Po
paru powrotach do stolicy Małgorzata przeprowadza się na stałe do
matki, gdzie odwiedzają ją a to córka z kumpelą i chłopakiem a
to mąż. I właśnie u mamy jej małżonek wyznaje że ma kochankę,
za co nawet nie dostaje w ryj, a jedyną reakcją na jego wyznanie
jest myśl Małgorzaty 'Więc nie tylko ja miałam swoje
grzeszki'. Tak więc święta instytucja małżeństwa została
rozwiązana łatwo jak pstryknięcie palcami. Tutaj pierwszy raz
chciałem wyrzucić książkę nie mogąc uwierzyć że zdrady na
boku i wyznawanie ich w twarz to normalka.
Gdy
już nasza bohaterka zapuszcza lekko korzenie na mazurach gdzie
odkrywa, że już dawno powinna tam być, postanawia, że zbuduje
tutaj pensjonat z prawdziwego zdarzenia. Pieniądze ma od zmarłej
teściowej, poza tym przez internet pisze prace magisterskie, a w
dodatku finansowo wspiera ją mama ze swoim facetem Tomaszem, który
jest miejscowym leśniczym.
Przyjacielem
domu jest pan Piernasio, typowa wiejska dobra dusza. Małgorzata
poznaje na wsi Elwirę, właścicielkę sklepu monopolowego. Ewlira
ma cięty język i potrafi do klientów mówić 'spierdalaj'
gdy nie ma ochoty sprzedać im wina.
Jednak
nie wieś, nie rodzina, nie pensjonat jest głównym nurtem
przewodnim. Małgorzata cały czas ma ochotę na miłość i ciągle
jej szuka. Poznaje dentystę i zakochuje się w nim od pierwszego
wejrzenia. Facet ideał chociaż się zacina przy mówieniu. Jednak
zanim dochodzi do zbliżenia między nimi, podrywa ją jej były
kolega z pracy Wiktor. Jedzie więc do niego do stolicy. Okazuje się
być niestety kiepski w łóżku i choć jest bardzo miły to przez
seks nie będzie jej partnerem. Zostają więc a jakże,
przyjaciółmi. Niecały tydzień później Małgorzata uprawia seks
z Januszem – dentystą i rozkochuje się na całego. Wszystko
ładnie pięknie jednak kontakt z nim jest nieco rzadki. On ponoć
załatwia sprawy swojej kliniki, ale na jaw wychodzi, że jest
alkoholikiem i poszedł w cug,o czym Gosia dowiaduje się od byłej
kobiety Janusza.
Warto
też wspomnieć, że w poczekalni u Janusza jak była pierwszy raz,
Gosia poznała staruszkę Anię, a jej koleżanka była właśnie z
pacjentką z bolącym zębem. One są... zresztą wyjaśni to cytat
„my z Zuzią
razem żyć zaczęli, to ja taka szczęśliwa jestem! I Zuzia! Pani!
My takie dobre dla siebie! Wszystko razem robim i nawet śpim razem.
Łóżko stare, duże, małżeńskie. Razem cieplej i jak którą co
boli czy jak, to przytulim się, czasem... popieścim! Pani nie
zgorszyła się, prawda? W miastach to niektóre kobiety tak robią
ze sobą z wyuzdania! Wiem, bo ksiądz mówił. Z chuci i grzechu, a
my z Zuzią to tak z miłości Bożej!”
Pensjonat
po 2 latach gotowy. Jeszcze zanim Małgorzata dowiedziała się o
chlaniu Janusza, zaprasza go i Wiktora (z obydwoma się rżnęła)
na wigilię. Tutaj kolejny raz chciałem wyrzucić książkę.
Gocha
jest załamana po wieści o chlaniu Janusza. Ale postanawia walczyć
z chorobą ukochanego. I tak się to wlecze, a w pensjonacie goście,
sprawdzeni co roczni znajomi mamy. Wśród nich szlachcic uwaga Jacek
Soplica (i nie chodzi tutaj o gatunek polskiej wódki)...
Raz
nawet przyjeżdża jej już były mąż z nową kobietą (Adą), z
którą Małgorzata oczywiście się zaprzyjaźnia.
Dodać
trzeba, że prawie każdy wieczór, czy to z mamą, czy to z córką,
gośćmi, Tomaszem, Januszem zakrapiany jest a to piwkiem oczywiście
Heinekenem, Orzechówką, Jarzębiakiem. Zdawać by się mogło, że
problem alkoholowy Janusza który chleje raz w miesiącu to
błahostka. W święta to i wódka się leje litrami ale spoko
Małgosia i jej mama to 'czarownice' poza tym są zajebiste
więc im wolno.
Choć
Gosia pije prawie co wieczór zatroskana whisky, to nie daje rady i
troski ją coraz mocniej gniotą. Janusz choć obiecał, że się
naprawi, nie dał rady i poległ idąc w tradycyjny cug alkoholowy.
Gocha znajduje go pijanego z inną kobitą w pokoju. Postanawia go
rzucić, jednak zanim to zrobi przyjeżdża do niego raz jeszcze i
opierdala, choć po tym tego żałuje i mięknie jej serce. Zakochana
jest, jednak wie, że nie ma z nim przyszłości. Ku pokrzepieniu
serca zaczyna się nią interesować trochę młodszy Sławek. Gosia
nie jest przekonana, ale parę seksualnych nocy sprawia, że czuje
się w jego ramionach nad wyraz dobrze. Chłopak musi wyjechać a
Gocha myśli że się spłoszył.
Tymczasem
w pensjonacie bywa córka Mania z koleżanką Paulą i ich
przyjacielem Jannem, który oczywiście nie może być normalny. Jest
finem i wzorowym gejem przez co może uniknęliśmy kolejnego seksu z
Małgorzatą. W końcu tak się wszyscy zżywają, że Gosia traktuje
ich jak własne dzieci choć tylko Mania jest jej prawdziwą córką.
Pewnego
razu przyjeżdża Janusz. Małgorzata której się zapowiedział,
robi się na bóstwo i pewnie chętnie by się z nim przespała, ale
tu zonk. Janusz ją rzuca bo musi walczyć z wódką sam.
Gosia
załamana idzie do matki która już prawie mieszka w leśniczówce
Tomasza i....chleją we dwie całą noc....
Gocha
jakoś się podnosi, bo prowadzi pensjonat i uczy życia letniczkę
Ewę. Poza tym okazuje się, że Kasia, ta upośledzona, ma
boreliozę. Pomiędzy zastrzykami Kasi a robieniem konfitur i piciem
jarzębiaka, piwa i wódki oczywiście, we wsi ślub. To Elwira ta z
monopola, wychodzi za kierowcę którego poznała dzięki czarom
Małgorzaty, to przecież jasne.
Pod
koniec książki Małgorzata jest pewna że kocha Sławka, wie, że z
nim będzie dobrze, że zajmie się on domem a nie tylko będzie
walczył ze sobą i alkoholem. Gosia czeka aż ten przyjedzie, jednak
pojawia się list od Janusza. Napisał jej, że ją kocha i chce z
nią być, bo już się podniósł, a poza tym w liście się nie
zacina. Gosia jednak jest pewna, że go nie chce. Umawiają się na
spotkanie na którym Małgorzata ma wyznać, że kocha Sławka. Zanim
to się jednak stanie mama wyznaje Gosi, że wyprowadza się na stale
do Tomasza ale by nie było za kolorowo, okazuje się, że ten ma
tętniaka.....
Janusz
przyjeżdża a Małgorzata ma mu powiedzieć chyba jedyną w tej
książce sensowną decyzję. Idą na spacer, rozmawiają i kończy
się...przytuleniem, potem seksem i tym, że to co tak długo
budowała w sobie, nagle znika i znowu kocha Janusza. Ostanie słowa
książki –„Miłość, po prostu miłość”.
Jakże
życiowe to zakończenie prawda? Będzie z moczymordą zamiast z
normalnym gościem. Odpadłem i nie mogę się otrząsnąć.
No
tak, ochłońmy... Ja sięgnąłem po tą książkę bo chciałem
poznać tą wieś, te konfitury, te dylematy czy wieś czy wygodne
miasto. Myślałem, że o tym będzie ta książka. Jednak to
tylko 10% treści.
Dom
Nad Rozlewiskiem to na wskroś feministyczna pozycja.
Faceci albo chleją, biją, rzygają, leżą pod płotem i chce im
się kopulacji, albo to rycerze na białym koniu. Są też i suche
dranie, albo z pozoru dobrzy ale kiepscy w łóżku, co ich
dyskwalifikuje z grona pożytecznych. Średniaków czyli normalnych
nie ma. Kobiety za to są zajebiste, idealne, i szlachetne, no chyba
że nie są po naszej stronie wtedy są wrogami i trzeba je obgadać
chociaż wiemy, że jak one nas obgadują to są jeszcze gorsze.
Wódka,
orzechówka, piwo Heineken, jarzębiak i inne alkohole leją się
strumieniami, aż wszystkie untuzjastki nadążają z pędzeniem
nalewek.
Uprawiać
seks można z każdym kto zaprosi cię do hotelu lub na wycieczkę. A
już seks na wyjeździe służbowym to obowiązek! Mało tego, to
właśnie od seksu zależy co będzie dalej z kochankiem. Zdrada to
norma i choć odradza się jej młodszemu pokoleniu, samemu robi się
to na lewo i prawo z aprobatą własnej odnalezionej mamy. A jeśli
zmieszamy alkohol dobre żarcie i seks, to już jest idealnie.
Poza tym kompleksy. Tak to też, one przyćmiewają myśli o miłości
bo Małgorzata uważa że przytyła. No jak się wpierdala smalec,
masło i śmietanę, skwarki i inne dodatki to normalne że pójdzie
w ciało. Ale przecież lepsze to niż być wieszakiem, jednak i tak
to kompleks który potrafi przyćmić tylko ….seks.
M
jak miłość to pestka, tam tak nie chleją i się nie
puszczają. Chyba tylko czują się równie zajebiści jak Małgorzata
i jej mama i wierzą że inni muszą być tacy jak chcą tego te
kobiety.
Szczerze
to bałem się, tego, że po lekturze tej książki cała Warszawa
zwali się na mazury. Jednak po całym przeczytaniu boję się innych
spraw. Kalicińska to propagatorka zdrad, seksu z pierwszym
który się napatoczy i chlania, a pomiędzy tą sodomią robienie
konfitur i lepienie pierogów.
Policzmy
400 000 sprzedanych książek, a dajmy na to każdą przeczytają 2
osoby. 800 000 przeczytań plus z 10 000 bibliotekowych. Jeszcze
audiobook i pdf. Niech będzie razem 900 000 przeczytań. Nie wierzę,
że to nie ma wpływu na ludzi i chociaż 0,01% zachłyśnie się
tym, to wychodzi, że 900 czytelniczek uzna, że to trendy jest
zdradzać męża chlać i uważać, że to on chleje. Zdradę i
chlanie usprawiedliwią przecież dżemy...... 900 czytelniczek, obym
na swojej drodze w życiu nie spotkał takiej która uzna tą książkę
za przewodnik po życiu.
Bestseller
ha....nie wiem czemu, czytałem lepsze książki. Dom Nad
Rozlewiskiem ciągnie się jak flaki z olejem. Wciąga na
początku a potem nudzi.
Muszę
się odtruć, przeczytać jakiś dobry thriller albo horror, coś
zupełnie męskiego, coś gdzie są inteligentne dialogi, akcja i
krew. I nie ma usprawiedliwiania wszystkiego chlaniem.
Szczerze
nie polecam a szczególnie płci męskiej która skusi się na to, że
może przypomni im się wieś i tą wieś chcą poznać. Ta książka
to wypaczone romansidło i te 5 dni przez które męczyłem tą
książkę uważam za stracone.
Dla
porównania, książka Wilk Morski Jacka Londona sprawiła, że
pół roku byłem pod jej wrażeniem i zastanawiałem się co mogło
być dalej bo London nie pisze zakończeń, on sprawia, że człowiek
rusza wyobraźnią i sam musi sobie to dopisać. Polecam Londona,
Kalicińska to raczej typ marzycielki o alkoholu i łóżkowych
podbojach.
1 komentarz:
Jako odtrutkę polecam Deana Koontza "Anioł Stróż" lub "Drzwi do grudnia", ew. "Nocny Patrol" Łukianienki :)
Prześlij komentarz