No i mamy nowy rok. Na wielkie szczęście między początkiem grudnia 2009 a początkiem 2010 roku nie było takiego ciśnienia jakiego można by się było spodziewać. Na całe szczęście, chociaż sam się zastanawiam czym to było spowodowane. Czyżby tym, że mój kontakt z telewizorem był naprawdę ograniczony, czy też może sprawcą tego było zjawisko które lubimy nazywać „kryzys”? Tego nie wiem, bo nie skupiałem się nad tym mocno, lecz cieszę się, że cała pompa jaka totalnie psuła wszelkie nastroje w te święta przeminęła bez większego echa. A święta przeminęły wspaniale. U boku ukochanej zaliczyłem 3 wigilie i na każdej było po prostu bajecznie. Był klimat świąt i choć brakowało śniegu to jakoś nikt o tym specjalnie nie myślał. Największym problemem świąt nie okazał się ani transport (bo choć święta połączeń było sporo), ani wcześniej wspomniany brak śniegu ani kolejna edycja Kevina Samego W Domu. Najgorszym problemem okazało się odmawianie kolejnej porcji jedzenia gdziekolwiek się człowiek pojawił. Doszliśmy z lubą do wniosku, że tak to jest, że oczy chcą, serce nie pozwala odmówić, ale żołądek prosi o litość i przypomina, że nie został tak zbudowany, by w szczególne dni napełniać go ponad miarę. Jednak na szczęście udało się przejść przez wszystkie prośby z rozsądkiem (celowo nie użyję słowa „umiarem”). Dzięki niedzieli pojawił się 3 dzień świąt i tak sielanka trwała dłużej. Ale dla mnie ważniejsza jest jeszcze jedna rzecz. Bowiem w tym roku po raz pierwszy raz od lat odkleiła się ode mnie nie wiem czemu przed laty przyklejona łatka, że ja w święta widzę tylko prezenty. I choć co roku zapierałem się, że to mnie prawie nie obchodzi, to rodzina uparcie twierdziła, że tylko tak mówię, a w rzeczywistości aż mi ślinka cieknie na to co znajdzie się pod choinką. W tym roku ten problem przestał istnieć i tak spędziłem najspokojniejsze święta w życiu. Pachnące pomarańczami i czekoladą oraz śliwkami „Plum”. Te ostatnie pochłaniałem w szczególności ochoczo, ponieważ w dzieciństwie był to rarytas, a teraz mogłem jeść je do woli. A wracając do 3 wigilii, to w każdym miejscu zaliczyłem tradycyjne potrawy, na każdym stole inne, więc nie ominęło mnie skosztowanie zarówno barszczu czerwonego, zupy owocowej i mojej ukochanej grzybowej. Oczywiście rybka która lubi pływać....w małej ilości płynów. Pierogi z kapustą i grzybami a na koniec grzyby które były zbierane specjalnie na tą wyjątkową okazję.
A wiecie czemu te święta się tak udały? Bo podszedłem do nich jak większość zresztą na luzie. Nie było jakiegoś pędu, że trzeba być super zajebistym i jak nie będzie jak w reklamie kawy to w ogóle jesteście do dupy. Wszystko było w z uśmiechem na ustach, które na koniec przyćmiła co prawda niewesoła wiadomość, jednak nie zmieniło to faktu, że te święta były bardzo udane.
Potem przez tą wiadomość, jakoś nie myślałem o sylwku, choć i tak wiedziałem jak go spędzę. Romantycznie i zupełnie spokojnie, a co najciekawsze, brakowało mi tak spędzonego sylwka. Więc nowy rok przywitałem strzelając szampanem w towarzystwie ukochanej i psiaka którego trzeba było uspokajać, bo wystraszyła się biedaczka petard.
Jeszcze niedawno zastanawiałem się jak to będzie w te święta. Nie chciałem by znowu jak co roku było to samo. Gonitwa i nacisk na komercję która jak zaatakuje to się nie obronisz, chyba że człowiek zostałby Amiszem. To jednak nie jest możliwe chociażby na fakt obecności w kieszeni telefonu. W święta jeszcze popełniłem ten błąd i miałem go przy sobie. Oczywiście wcześniej wysłałem życzenia ale i tak przy stole co jakiś czas wibracja mruczała, bym sięgnął i sprawdził co tam przyszło. W sylwka wraz z kurtką zostawiłem go w szafie i dopiero rano , znaczy się w południe sprawdziłem kto ewentualnie się dobijał.
Wiem, że w każde kolejne święta telefon trafi tam gdzie nie będzie przeszkadzać, bo to niesamowita ulga spędzać wolny czas w spokoju od wszelakich melodyjek wydawanych przez wszelakie wynalazki elektroniki.
Tak rozmyślałem dlaczego to dzieci potrafią jeszcze tak w pełni przeżywać święta wiedząc o tradycjach często lepiej niż dorośli. I doszedłem do wniosku, że jest to zasługa jednej z niewielu zalet szkoły. Bowiem już w połowie grudnia dzieci w podstawówce śpiewają kolędy, malują szopki i robią szkolne wigilie co sprawia, że są lepiej poinformowane co i jak. Szczególnie jeśli chodzi o kolędy, bo w szkole śpiewa się naturalnie a nie jak w tych dodatkach do gazet gdzie pseudo gwiazdka popu improwizuje psując całą tradycyjną melodię.
Kolejnym przemyśleniem było potwierdzenie faktu, że ta cała machina komercji która chciałaby nas zjeść dotyczy tylko 3 dni, a w reklamach wygląda jakby szykowała się apokalipsa świąteczna która miała by trwać pół roku co najmniej. A po czym najlepiej było poznać, że w tym roku było nad wyraz cicho pod tym względem? A fakt, że już po świętach w mediach nastała prawie totalna cisza, tak jakby nic przez te dni się nie działo z marketingowego punktu widzenia. I to było coś super, bo kupując chleb po świętach nie słyszałem zamerykanizowanych kolęd w sklepach, było normalnie a szał przypominały jedynie niektóre nieuporządkowane półki które i tak za niedługi czas zniknęły ustępując miejsca prawowitym normalnym produktom.
A teraz w radiu leci normalna muzyka z normalnymi audycjami, a nastrój poprawia fakt, że zima w pełni. Oczywiście ograniczone umysłowo społeczeństwo internetowe będzie wyzywać, że za zimno, że śniegi i samochód nie odpala. Ale właśnie o to chodzi, by padał śnieg, by było zimno a sanki sunęły po śniegu aż miło. Mróz jest dobry, sprawia, że powietrze jest rześkie i zdrowie się hartuje. Śnieg zabija szarość jesieni i rozjaśnia świat, wygładzając wszystkie nierówności, które jak dobrze pójdzie zobaczymy dopiero na wiosnę. Zima to piękna pora roku i należy docenić jej zalety, bo to ona po części sprawia, że człowiek zwalnia. Gdy pada śnieg przyjemniej czyta się książki, gra na instrumentach czy słucha muzyki. A w dodatku człowiek docenia takie dobra dnia codziennego jak ciepła herbata, ciepły dom czy sweter który naprawdę grzeje. W dodatku posiadacze glanów (zaliczam się do nich) mają potwierdzenie, że wbrew opiniom innym to bardzo ciepłe buty, które nie wypuszczają ciepła i bronią przed zimnem, w dodatku głębokie protektory doskonale sprawdzają się na śliskich powierzchniach. Tam gdzie większość ludzi zalicza poślizgową glebę, w glanach idzie się utrzymać w pionie (szczególnie w dużych rozmiarówkach).
Tak więc niech trwa ten 2010 rok który podsumował bardzo udany poprzedni i rozpoczął się obiecującymi perspektywami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz