poniedziałek, 1 listopada 2010

Wszystkich Świętych

W tym roku wyjątkowo przyjemnie pisze mi się o święcie Wszystkich Świętych. Choć może i tak polska mentalność sprawiła, że było podobnie jak co roku, ale.....Najważniejsze, że w mediach temat nie był rozdmuchiwany i na szczęście jakoś ciśnienie było mniejsze co dało się wyraźnie odczuć.

Ja osobiście 1 listopada jako święta zadumy nie uznaję z kilku powodów. Po pierwsze być na cmentarzu pełnym żywych ludzi którzy nie przyjechali na to miejsce bynajmniej zastanowić się nad istotą życia i śmierci. Po drugie, taśmowe zapalanie zniczy też nie niesie sobą jakiejś symboliki i nie daje faktu dania gestu zmarłemu od siebie. Po trzecie cała ta wystawa i pokaz mody sprawiają że przebywanie na cmentarzu staje się wśród tego ścisku uwierające jak pęcherz kiedy kupiliśmy nowe buty.

Ja wolę pójść na cmentarz w dzień powszedni kiedy nachodzi mnie refleksja i potrzeba medytacji nad życiem i śmiercią oraz pamięcią o zmarłych mi bliskich. Kiedy zapalony jeden znicz znaczy wiele więcej bo zapalony został bezinteresownie i spontanicznie a nie bo taka jest moda i obyczaj. Wtedy jest o wiele lepsza aura do przemyśleń i cichego zastanawiania się.

Ale jak wspomniałem w tym roku nie jest tak źle. Byłem na cmentarzu na wsie gdzie o dziwo ludzi było więcej niż się spodziewałem, ale za to cmentarz który znajduje się w lesie jest o wiele bardziej przestrzenny i o ścisku miejskim mowy nie było. Mało tego, dało się tam oddychać i znaleźć tyle miejsca, że od pierwszej grupy ludzi mogło dzielić mnie spokojnie 10 metrów.

A pogoda, no cóż wspaniała, w sumie wystarczyły by glany, spodnie i czarny golf, bo lekka kurtka trochę przeszkadzała. Słońce miło świeciło i było naprawdę ciepło, aż....miałem ochotę rozejrzeć się w tych lasach za cmentarzem za grzybami.... Dobrze że coś mnie podkusiło bym zabrał okulary słoneczne. Jazda była o wiele milsza i ogólnie ten 1 listopada był jednym z najspokojniejszych jakie w ostatnich latach przeżywałem.

Co prawda nie obyło się bez wad, ale te podam z przymrużeniem oka. Debili na drogach nie brakowało jak co roku, na szczęście ich błędy nie dotyczyły mnie więc to co wyczyniali to ich sprawa i koszta. Mi udało się wszędzie dotrzeć bezpiecznie i w miarę sprawnie.

Dzień przed wszystkimi świętymi jakiś debil specjalnie czy też przez przypadek podpalił śmietnik na miejskim cmentarzu. Ogień był spory i do tego te wybuchy zniczy i fruwające w powietrzu igły jałowca... Straż poradziła sobie błyskawicznie ale ten fakt pożaru to przestroga, że dzieci nie powinny dotykać zapałek lub wyrzucać palących się zniczy bo potem może być nieszczęście.

Po za tym po okolicy chodziła grupka gimnazjalistów którzy chyba zbyt po polski chcieli obchodzić Helloween. Pomalowali sobie twarze pastą do butów, co miało wyglądać jak amerykańscy żołnierze, a wyglądali jak kretyni na przedszkolnym balu przebierańców. Po za tym chodzili z kijami w rękach i wydawali głosy zbliżone do orangutanów szukając kogoś komu chcą zrobić krzywdę. Tak to typowo polskie zniekształcenie tego co w USA jest wesołym świętem.

No i na koniec muszę powiedzieć że podziwiam jedną panią, która dzisiaj szła na cmentarz w futrze! Tak proszę państwa to futro zepewne cholernie drogo kosztowało, ale skąd miała wiedzieć że nie będzie zimno. Z drugiej zaś strony kiedy miała się w nim pokazać ludziom? Wszak być cmentarianką można być tylko raz w roku.

A refleksja tych świąt jest taka, że poczekam sobie jeszcze parę dni jak już na cmentarzach zrobi się znowu pusto i spokojnie a znicze stanieją. Wtedy zakupie kilka sztuk i pójdę na groby tak od siebie. A dziś najchętniej wsiadłbym na rower, jednak ilość debili w samochodach demotywuje mnie do przejażdżki bo wole nie kończyć tego dnia ze złamana kończyną.

Brak komentarzy: