Tak
proszę Państwa, dziś będzie o butach. Dlaczego postanowiłem
poruszyć ten temat? Ponieważ kolejny raz spotkałem się z tymi
samymi może nie absurdami, ale zawirowaniami związanymi z zakupem
obuwia. I w zasadzie problem dotyczy wszelakiego rodzaju noszonych
przez nas butów, klapek czy sandałów.
Pierwsza
sprawa, która jest problemem w moim przypadku. Ponieważ mój
rozmiar to....no właśnie, sam postawiłbym sobie flaszkę, za
konkretne podanie tego właściwego numerka. Oficjalnie noszę numer
47 ze względu na to, że taki oto rozmiar glanów miałem robiony na
zamówienie parę lat temu, specjalnie pod moją stopę. I uwierzcie
mi, że o tym moim numerze nie piszę bynajmniej by się chwalić,
jakie to mam kajaki i że w lato nie muszę do pływania używać
płetw. Mówiąc szczerze jest to bardziej problem niż powód do
dumy, która rysowała się w szkolnej rywalizacji o wzrost czy
zagięcie kogoś, że ma się większy numer trampek. Co do nich to
jest jeszcze ciekawiej, bo to one podają w wątpliwość zasadniczy
rozmiar mojej stopy, gdyż w szafie mam chyba 2 pary, z czego jedna
ma rozmiar 48 a druga, identyczna 51. I weź tu człowieku bądź
mądrym i kombinuj, podczas gdy buty galowe jak byk mają 45.
Dzisiaj
chcąc nie chcąc wybrałem się w tournée po sklepach w celu zakupu
nowej pary butów tzw. wyjściowych. Na dzień dobry 90% odwiedzonych
przybytków handlujących obuwiem pożegnało mnie z kwitkiem, mówiąc
„Niestety ale mamy buty tylko do 45, no może do 46”. Oczywiście
tego drugiego z tych butów, które mnie nie interesowały nie było,
a jeśli były to okazywało się, że oczywiście za małe. I
zapewne wielu ludzi, którzy mają podobny rozmiar stopy jak ja, albo
wyżej, wie dobrze o czym piszę.
No
cóż szukamy dalej i w końcu jest sklep gdzie ekspedientka z
uśmiechem mówi, że mają buty do 50! I faktycznie, rodzajów butów
i numerów było tyle, że można przebierać jak w ulęgałkach. Po
ok, pół godziny i przymierzeniu kilkunastu par, w końcu znalazłem
odpowiednie. Jednakże by nie było tak różowo, po drodze pojawił
się kolejny problem z rozmiarami. Widzę jedne buty, i na oko widzę,
że albo będą dobre albo nawet za dużo. Obstawiam, że to 47 jak w
mordę strzelił. Tymczasem na bucie widnieje numer 43! Gdzie tu sens
i logika? Tym bardziej, że inne buty, w które nawet nie udało mi
się stopy wcisnąć miały rozmiar 47.....A by było śmieszniej, na
finał kupiłem parę z oznaczeniem 45.
Zawsze
kiedy kupuję buty zachodzę w głowę, że nie ważne czy to nasz
chory kraj czy zgniła Unia Europejska, we wszystkim śrubuje się
normy, odległości i rozmiary. Nieprzestrzeganie ich kara się
grzywnami czy mandatami. A czemu jeszcze nie ma specjalnej komórki,
która zajęła by się tym co naprawdę istotne. Ogólnie powinno
być tak, że chcę sobie kupić buty, wchodzę w internet, namierzam
model, który mi się podoba, wybieram rozmiar i kupuję. Po 2-3
dniach przychodzi do mnie paczka i wiem, że to co kupiłem będzie
na mnie pasować. Tymczasem w rozmiarówce panuje wolna amerykanka. W
dodatku istnieją chyba 3 skale, które nawet nie wiem jak się
nazywają. Po co tyle tego? Wystarczy jedna i się jej trzymać. W
dodatku przydałby się przepis, który dawałby mi prawo do rabatu
gdyby okazało się, że po zakupie butów z moim rozmiarem, obuwie
by było albo za duże, albo za małe.
Na
dzień dzisiejszy to klient musi się męczyć i przymierzać
nieskończoną ilość par by kupić coś, co potem okazuje się, że
ma zupełnie inną numerację niż tą którą formalnie powinniśmy
wybrać.
Zresztą
to nie tyczy się tylko butów. Spodnie, bluzy, koszulki czy nawet
gacie. Wszędzie rozmiar to jak gra w ruletkę, albo trafisz albo
musisz kombinować.
Uwierzcie
mi, że to co piszę nie jest bezpodstawne. Wyobraźcie sobie, że
producent śrub i nakrętek zaczyna stosować taką samą politykę.
Wypuszcza na rynek swój produkt i wprowadza go do sklepów.
Tymczasem popsuł się wam samochód i oddajecie go do mechanika. W
warsztacie okazuje się, że trzeba wymienić jakąś część i
założyć ją na nowych śrubach. Mechanik robi kosztorys i jedzie
do sklepu po części. Potem wraca i zabiera się do roboty, zdejmuje
starą część i zaczyna zakładać nową. A tu okazuje się, że
nowe śruby, choć na opakowaniu jest podany odpowiedni rozmiar, ni
jak nie pasują i naprawa się przedłuża, bo nasz specjalista musi
znowu pojechać w miasto po nowe, albo zareklamować te wadliwe. I co
się dzieje dalej? Producent plajtuje bo nikt nie będzie kupował
czegoś, co w swojej istocie nie jest tym czym być powinno, ludzie
jak to się po naszemu mówi „chcą go za jaja powiesić” za to,
że przez jego śrubki stracili czas, pieniądze i oczywiście nerwy.
A na koniec właściciel firmy traci zaufanie społeczeństwa, nawet
gdyby potem otworzył warzywniak.
I
wszyscy zdajemy sobie sprawę, że tak to działa, tymczasem w branży
odzieżowej i obuwniczej samowolka trwa w najlepsze.
Ktoś
może mi napisać, że co ja pieprzę, przecież ciuchy to tylko
ciuchy i po co się w tym grzebać? Zresztą są przecież jakieś
normy tylko widać za mało przestrzegane.
Może
to prawda, ale mnie interesuje tylko jedno, jak chcę kupić sobie
ciuch czy buty, to chcę mieć jakiś margines pewności, że dany
but ma taki rozmiar jaki powinien mieć. Dzięki temu uniknęlibyśmy
wielu kolejek w sklepach, czasu spędzonego na przymierzaniu czy
chociaż żalu, że oto przed nami para super butów. Przymierzamy a
tu zawód bo rozmiar na podeszwie się zgadza, ale stopa przecisnąć
się nie może.
Niestety
nie wydaje mi się by w coś się w tej kwestii kiedykolwiek
zmieniło.
Życzę
wszystkim kupującym obuwie, by mogli bez problemu znaleźć
interesujące buty czy ciuchy bez zabawy w kotka i myszkę z
numerami. Współczuję wszystkim, którzy mają rozmiar powyżej 46,
co jest nie tylko problemem ze znalezieniem butów w ogóle, ale i
ich wyższą ceną. I zazdroszczę tym co mają takie stopy, że mogą
znaleźć buty bez obaw o to, że wchodząc do obuwniczego, pierwsze
o co zapytają to „czy są tutaj w ogóle jakiekolwiek buty w tym
rozmiarze”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz